PWiP? ... z
Song Of Faith and Devotion - Martin Lee Gore
Pieśń Wiary i Pobożności- Rafał Struga
Poczucie
– zdawanie sobie sprawy z pewnych faktów zachodzących w
otaczającym świecie, ale także stanów wewnętrznych.
Nieadekwatne
postrzeganie to schizofrenia czyli negatywne objawy związane z
ubytkiem i ograniczeniami różnych czynności psychicznych. Należy
do nich spadek energii i aktywności, wycofanie się z życia
społecznego, sztywność emocjonalna czy utrudnione porozumienie
związane z ubóstwem mowy. Ponadto u osób chorych obserwowana jest
apatia, zobojętnienie i bierność.
A zatem warto poznać historię miejsca, bo być może gdzieś tu tkwi,
coś więcej niż tylko widoczne...
Kto
kwalifikuje i na jakiej podstawie – to proste – niewierzący,
albo podważający istnienie ducha....
Nikt
jednak nie przekreśli istnienia postaci historycznej, którą był
(jest) Jezus.
Paralaksa
jako błąd patrzenia już wyjaśniałem, ale to pojęcie –
powiedzmy trudniejsze.
Natomiast
już w szkole podstawowej nauczono, między innymi:
Ćwiczenie
I.
- Na
stole, na czarnej kartce papieru kładziemy folię – w ten sposób
budujemy lustro;
- Taki
zestaw kładzie się na stole i ogląda swoje odbicie;
- Nauczyciel
wydaje polecenie, żeby pod kartką, pośrodku najlepiej, położyć
ołówek i ponownie zajrzeć na swoje odbicie;
- Potrzebny
jest opis widoku;
- Następnie
ołówek kładzie się w innym kierunku'
- Znów
dokonuje się opisu widoku z zastrzeżeniem, że jest on inny niż
pozostałe;
- Warto
dać trochę czasu na samodzielne badanie krzywych zwierciadeł.
Obserwacja może zakończyć się dyskusją na temat przydatności
krzywego lustra oraz powinno się go porównać z prawdziwym
(prostym) zwierciadłem. Potrzebne jest wyznaczenie podobieństw i
różnic.
Badanie
krzywego zwierciadła może zostać wzbogacone poprzez postawienie po
drugiej stronie kartki niewielkiej maskotki, którą jak poprzednio
można obserwować jak zmienia się jej wizerunek w krzywym
zwierciadle.
Warto
omówić przy tym ćwiczeniu zjawisko zwane anamorfoza (gr.
anamórphōsis – przekształcenie), co jest celowym działaniem
deformującym obraz rzeczywisty, aby... no właśnie...
-morfoza
– to ostatni człon wyrazów złożonych wskazujący na ich związek
znaczeniowy z kształtem – tak podają słowniki. Biologia określa
to jako zmianę budowy czy nawet funkcji narządu pod wpływem
środowiska.
Komuś
zależy? A jak nie, to …?
Czuję cię
Twoje słońce
świeci
To jest poranek naszej miłości
To po prostu świt naszej
miłości
Twoje serce śpiewa
Czuję cię w moim umyśle
Zabierasz mnie tam
Zabierasz mnie
tam, gdzie nadchodzi królestwo
Zabierasz mnie do...
I prowadzisz przez
Babilon
Czuję cię
Radość, którą
przynosi
Tam, gdzie czeka niebo
Te złote bramy
I z powrotem
Zabierasz mnie do...
I prowadzisz przez
Zapomnienie
Czuję cię Twoja cenna dusza
I jestem całością, czuję cię
Twoje wschodzące
słońce
Moje królestwo nadchodzi
Czuję cię
Każdy twój ruch
Czuję cię
Każdy oddech, który bierzesz
Gdzie anioły śpiewają
I
rozkładają skrzydła
Moja miłość jest na wysokościach
Zabierasz
mnie do domu
Na tron chwały
Stopniowo
(Martin Lee Gore I Feel You, przekład Rafał Struga Czuję Cię)
Idiotyzm
– głęboki stopień niedorozwoju umysłowego. Dziś w języku
potocznym używane jako określenie głupoty, bezmyślności.
Zgodnie
z wytycznymi używanymi przez lekarzy wojskowych – lewatywa.
Jednak
nie wszystko się da w ten sposób wyeliminować.
Opowiedziałbym
ci o tym, przez co przeszedłem
Ból, którego doświadczyłem
Ale
sam Pan się zarumienił
Niezliczone uczty złożone u moich stóp
Zakazane owoce dla mnie
Ale myślę, że twój puls zacząłby bić
szybciej
Teraz ja. nie szukam rozgrzeszenia
Przebaczenia za to, co
robię
Ale zanim dojdziesz do jakichkolwiek wniosków
Spróbuj
chodzić w moich butach
Potkniesz
się idąc moimi śladami
Trzymaj się tych samych spotkań, na które się
umówiłem
Jeśli spróbujesz chodzić w moich butach
Jeśli ... spróbuj
wejść w moje buty
Moralność spojrzałaby z dezaprobatą
Przyzwoitość spojrzała z góry
Los kozła ofiarnego jest ze mnie
stworzony
Ale obiecuję teraz, mój sędzio i przysięgli
Moje
intencje nie mogły być czystsze
Moja sprawa jest łatwa do
zrozumienia
Nie szukam jaśniejszego sumienia
Spokój ducha po tym,
przez co przeszedłem
I zanim porozmawiamy o jakiejkolwiek pokucie
Spróbuj chodzić w moich butach
Dotrzymaj tych samych terminów, na
które się umówiłem
Jeśli spróbujesz chodzić w moich butach
Teraz nie szukam rozgrzeszenia
Przebaczenia za to, co robię
Ale zanim dojdziesz do jakichkolwiek wniosków
Spróbuj chodzić w
moich butach
(Walking in My Shoes Martin Lee Gore, przekład Rafał Struga ...w moich butach)
Potępienie
– za co?
Jako
czynność fizyczna to stan odwrotny (antagonistyczny) do zbawienia.
Pewnego rodzaju kara za grzechy. Pierwsze – za swoje.
Czynny
żal – pracować i starać się rozumieć. Dobrowolne przyznanie
się do błędów/grzechów.
Oczekiwać na karę - to mój
cel/sposób. Trafnie określam? Okaże się. Znaki drogowe mam przed
oczami, przed sobą. Co mi szkodzi?
Potępienie
Wypróbowane
Tutaj na stojaku
Z książką w dłoni
I prawdą po mojej stronie
Oskarżenia
Kłamstwa
Podaj mi mój wyrok
Nie okażę skruchy
Będę
cierpieć z dumy
Jeśli za szczerość
Chcesz przeprosin
Nie
współczuję
Jeśli za dobroć
Ty zastępcza ślepota
Proszę,
otwórz oczy
Potępienie
Dlaczego
Ponieważ moim obowiązkiem zawsze
było piękno
I to była moja zbrodnia
Poczuj uniesienie
Wysoki
poziom
Wiedzieć, że mogę ufać tej naprawie niesprawiedliwości
Raz za razem
Jeśli postrzegasz czystość jako niedojrzałość
Cóż,
to nie jest niespodzianka
Jeśli zamiast życzliwości zastąpisz
ślepota
Proszę otworzyć oczy.
(Martin Lee Gore Condemnation, przekład Rafał Struga Potępienie)
Tak
łatwo zapominamy o rzeczach prawdziwych, a sięgamy po to co
łatwe/lekkie/przyjemne. Znak czasów? O tym kiedy indziej. Tak musi
być.
Alchemik,
wynalazca i filozof – Johann Konrad Dippel – prawdopodobnie był
pierwowzorem postaci doktora Frankensteina. Jego zresztą nazywano
Konrad Frankenstein, co mogło mieć wpływ na wizję Pani Mary
Shelley, która najpierw wpadła na pomysł, a później napisała
powieść.
Odznaczył
się w historii tym, że studiował i przesiąkł pietyzmem –
którym kładł nacisk na studiowanie Biblii, z tymże nie w
odosobnieniu, a biorąc udział w licznych zgromadzeniach
religijnych. Luteranizm słynął z tego, że skupiał wokół ludzi
podobnych sobie, tak samo myślących – stąd sekta. On sam
rozczarowany bezskutecznymi zabieganiami o stanowisko profesorskie,
zaczął atakować zinstytucjonalizowany już wtedy (XVII wiek)
kościół luterański – zrozumiał?
Uznany
został (w swojej epoce) za wzór bezkompromisowego i odważnego
uczonego. Więcej – swoimi doświadczeniami doprowadził do
istnienia barwnika – olej Dippela, zwanego potem Berliner Blau lub
błękit pruski, przyjętym jako kolor mundurów. Za jego sprawą w
literaturze niemieckiej wprowadzony został termin oświecenie
(niem.aufgeklärt)
przestrzegając
jednak:
„...
Oświecone umysły próbują przywrócić biblijny porządek natury,
ale jeśli im się to szczytne – jak by się wydawało - zadanie
powiedzie będą usiłować obalić samą Biblię, za pomocą tych
samych oświeceń, jak już raz dostanie im się w ręce władza nad
ludzkimi umysłami...”
Znana
jest jego broszura z 1697r. Orcodoxia
orthodoxorum oder die verkehrte Wahrheit und wahrhaftige Lüge der
unbesonnenen und eifrigen Lutheraner („Ortodoksja,
czyli przekręcona prawda i prawdziwe kłamstwo nieroztropnych i
gorliwych luteranów”).
Krytykował
wszelkie przejawy ograniczania ludzkiej wolności wyboru, czy to
przez luterańskich pastorów, czy racjonalistycznych filozofów,
stąd jego praca z 1708r. o wolnej woli, wymierzona w Kartezjusza i
Hobbesa – Fatum
fatuum.
Literatura niedostępna – niestety.
Natomiast
fatum określana jest jako personifikacja (mitologia rzymska)
nieuchronnego, nieodwracalnego losu, nieodwołalna wola bogów, na
którą nikt nie ma wpływu. Inaczej rzecz ujmując, fatum to
przeznaczenie.
W
2013r ukazało się wydanie powieści Frankenstein, a posłowie p.
Marcin Płaza w artykule „Galwaniczna alchemia i niebyt utracony”,
na stronie 337 czytamy:
„Skąd
wzięła gotyckie, złowieszcze nazwisko swego bohatera? Najpewniej
zetknęła się z nim podczas wycieczki po Renie. Z pokładu
stateczku pasażerskiego podziwiali oni wówczas na wzgórzystych
brzegach ruiny średniowiecznych zamków. Mary notowała wtedy w
dzienniku: „już same ich nazwy nadawałyby się na tytuły
romansów”. Jednym z nich był zaś właśnie zamek Frankenstein,
niewielka warownia mieszkalna z XIIIw., położona niedaleko miasta
Gersheim”.
A
może nazwa miasta kojarzyła się z wydarzeniami z 17 stycznia
1606r? Miasto ugięło się wtedy pod ciężarem czarnej śmierci,
która w ciągu najbliższych miesięcy zdziesiątkowała tutejszą
ludność. „Kara Boska” w XVIIw nie była już jednak
wystarczającym powodem, więc kiedy tylko choroba zelżała,
miejscowi natychmiast skupili się na odnalezieniu wspólnej niedoli.
Któż bowiem mógłby być na tyle podły, aby maczać palce w czymś
tak okrutnym? A może komuś to było na rękę? Pod lupę wzięto
miejscowych grabarzy, bo tylko oni mogli mieć korzyść z takiego
obrotu sprawy. Ofiarą podejrzeń padło osiem osób, a rewizje ich
domów przyniosły efekty, oczekiwane rezultaty. Odnaleziono w nich
bowiem wiele pojemników z podejrzanym prochem, który jak się
później okazało, pozyskiwano ze zwłok. Do tego przyznali się
torturowani grabarze. Każdy z nich wyznał, że trujący pył
rozsypywali w domach zmarłych, a także umieszczali go na klamkach i
na kołatkach. Przy okazji takich „rozmów” wyszły na jaw
jeszcze inne bezeceństwa – nekrofilia i nawet zjadanie serc
nienarodzonych dzieci, wyciąganych na siłę z ciężarnych. Pod
koniec września odbył się proces „ząbkowickich łowców skór”.
Ostatecznie stracono 17 osób, jednak tak samo jak śmierć morowa
nie zakończyła się od razu. Echo afery odbiło się wtedy w całej
Europie, również za sprawą brukowca ówczesnego „Neues
Zaytung”,
wydawanym w Augsburgu.
Jak
wiele wszak historia grabarzy ma wspólnego z XIXw powieścią grozy?
Każdy niech szuka, może coś znajdzie i rzuci nowe światło na....
A
zatem eksperymenty dotyczące problematyki życia i śmierci, jeśli
nie staje się obsesją prowokuje pytania dotyczące granic
eksperymentów naukowych, igrania życia ze śmiercią lecz także
istoty człowieczeństwa.
Wiesz,
czego potrzebuję
Kiedy moje serce krwawi
Cierpię z chciwości
Tęsknota za karmieniem się
Miłosierdziem w Tobie, którego nie
mogę ukryć
Sposób, w jaki zostałem uzdrowiony
Przyjemność,
którą odczuwam
Kiedy muszę się uporać
Z miłosierdziem w Tobie,
zrobiłbym to to wszystko znowu
Zgubię się i upadnę ponownie
Tylko
po to, abym mógł ponownie zawołać
O miłosierdzie w Tobie
Kiedy
tu w myślach czuję skłonność
Niewłaściwie potraktować Cię
nieuprzejmie
Wierzę, że znajdę w Tobie miłosierdzie
Znów zgubię
drogę
Bądź
Znów beznadziejnie sprowadzony na manowce
Abym mógł
znów się modlić
O miłosierdzie w Tobie
Kiedy tu w myślach byłem
ślepy
Emocjonalnie z tyłu
Wierzę, że odnajdę w Tobie
miłosierdzie.
(Martin Lee Gore Mercy In You, przekład Rafał Struga Miłosierdzie w Tobie)
„Katolicyzmu
nie da się pogodzić z liberalizmem. Konflikt jest nieuchronny.
Nowoczesność mówi o tolerancji, ale tolerancja w liberalnym
rozumieniu jest niemożliwa bez relatywizmu. Jeżeli katolicy chcą
wpasować się we współczesność, muszą zdradzić własną
tożsamość. Chcąc pozostać wierni Bogu, muszą odrzucić główne
zasady nowej, niekatolickiej cywilizacji”.
Pisze Paweł Chmielewski.
Kiedyś
już o tym pisałem, ale przez powtarzanie człowiek się uczy.
Katolicyzm (gr. katholike) to całość (powszechność), ale używa się również tłumaczenia – uniwersalny, co rodzić może różne dodatkowe skojarzenia.
A
zatem – określone miejsce warowne, albo warownia.
Skoro
Grecja pozostawiła po sobie filozofię, Rzym prawo, a
Chrześcijaństwo transcendencję – nie pozostaje nic innego, jak
stosować się do tych trzech – już podanych jak na tacy –
rozwiązań. Nawet jeśli psychologia chce inaczej.
Psychologia
(gr. psyche dusza i logos słowo, myśl, rozumowanie) to badanie
mechanizmów i praw rządzących zachowaniami człowieka.
Piłowanie
duszy?
Czy prostota jest
najlepsza
Czy po prostu najłatwiejsza
Najwęższa ścieżka jest
zawsze najświętsza
Więc chodź dla mnie boso
Przeżyj trochę
nieszczęścia
Jeśli chcesz mojej miłości
Człowiek przetrwa najcięższe warunki
I pozostanie przy
życiu
Dzięki trudnym decyzjom
Więc zdecyduj się dla mnie
Stań po
linii
Jeśli chcesz mojej miłości
Bezczynne rozmowy
I puste obietnice
Oszukujący Judasze
Wątpiący
Tomasze
Nie stój tak i nie krzycz
Zrób coś z tym
Możesz
spełnić swoje najśmielsze ambicje
I jestem pewien
Stracisz swoje
zahamowania
Więc otwórz się dla mnie
Zaryzykuj dla mnie swoje
zdrowie
Jeśli chcesz mojej miłości
(Martin Lee Gore Judas, przekład Rafał Struga Judasz)
Paweł
Chmielewski pisze dalej:
Liberalne
Marzenie: Liberalni
Katolicy uważają, że można pogodzić Kościół ze
współczesnością tak, aby osiągnąć wzajemną współpracę i
pokojową koegzystencję. Niektórzy idą nawet dalej, negując
stosowność pojęcia koegzystencji.
Koegzystencja,
jak podają słowniki to jednoczesne, wzajemnie niewykluczające się
istnienie osób, zwierząt, kultur, etc.
Wolność
(vol-ja, vola) może oznaczać brak osobistego zniewolenia. To także
możliwość decydowania o sobie zgodnie z własnym życzeniem,
którego nic nie ogranicza.
Liberty (l. mn. Freedom) (łac. liber wolny) – wolność.
We współczesnym języku istnieje ok. dwudziestu pojęć-zaklęć, wokół których koncentruje się niemal każda publiczna debata. Są to wolność, równość, niepodległość, nacjonalizm, konserwatyzm, socjalizm, liberalizm, kapitalizm, komunizm, interwencjonizm, faszyzm, totalitaryzm – pierwszy tuzin.
Każde
z tych pojęć ma swoją etymologię i bogatą historię, a na temat
każdego z nich napisano grube (i coraz rzadziej czytane –
niestety) dzieła, ale w dyskusjach używane są one nader często i
(znów niestety) w znaczeniu pojmowanym intuicyjnie, ukształtowanym
przez szkołę, media ( w ogóle środowisko). Jednak język staje
się coraz bardziej zideologizowany, a każda ideologia nadaje
pojęciom wygodne dla niej znaczenia, w rezultacie uczestnicy sporów
używając tych samych pojęć mówią o czymś zupełnie innym.
W twoim pokoju
Gdzie czas
stoi w miejscu
Lub płynie według twojej woli
Czy pozwolisz, aby
poranek wkrótce nastał
Czy zostawisz mnie leżącą tutaj
W twojej
ulubionej ciemności
Twój ulubiony półmrok
Twoja ulubiona
świadomość
Twoja ulubiona niewolnica
W twoim pokoju
Gdzie znikają
dusze
Tylko ty istniejesz tutaj
Czy zaprowadzisz mnie do swojego
fotela
Czy zostawisz mnie tu leżącego
Twoja ulubiona niewinność
Twoja ulubiona nagroda
Twój ulubiony uśmiech
Twój ulubiony
niewolnik
Wiszę na Twoich słowach
Żyję Twoim oddechem czując
Twoją skórę
Czy zawsze będę tu
W Twoim pokoju
Twoje płonące
oczy
Wzbudzą płomienie
Czy pozwolisz, aby ogień wkrótce zgasł
Albo czy zawsze tu będę
Twoja ulubiona pasja
Twoja ulubiona gra
Twoje ulubione lustro
Twój ulubiony niewolnik
Wiszę na Twoich
słowach, żyję Twoim oddechem, czując Twoją skórę
Czy zawsze
będę Tutaj
(Martin Lee Gore In Your Room, przekład Rafał Struga W Twoim pokoju)
Paweł Chmielewski pisze dalej:
Niektórzy idą nawet dalej, negując stosowność pojęcia koegzystencji; koegzystować wywodzi się z łacińskiego cum existere, „istnieć [razem] z”. Koegzystencja wskazuje zatem na separację, nawet jeżeli przyjazną; zdaniem niektórych katolików liberalnych nie powinno być żadnej separacji między katolicyzmem a współczesnością – Kościół, mówią, istnieje w świecie, ze światem i dla świata; powinien być ze światem tożsamy. Stąd nie ma „koegzystencji Kościoła i współczesności”, a jest jedynie „współczesna egzystencja Kościoła”, bez żadnych barier przyjmującego nowoczesność i z powrotem udzielającego siebie nowoczesności.
Rzeczywista przepaść.
Tak naprawdę jednak między Kościołem a współczesnością istnieje rozdźwięk; więcej nawet – nieprzekraczalna przepaść. Taki stan rzeczy jest efektem faktu prostego, co dla rosnącej liczby ludzi, w tym katolików, całkowicie niedostrzegalnego. Otóż współczesność jest czasem konstytuowania się odrębnej i specyficznej cywilizacji, ugruntowanej na zasadach liberalnych. To cywilizacja powstająca na gruzach cywilizacji katolickiej, w kontrze do niej, we wiecznym i nieustającym sprzeciwie. Kościół jest Matką swojej cywilizacji, sprzecznej z liberalną, tak jak sprzeczna jest wiara Jezusa z wiarą w demony. Między cywilizacją liberalną a cywilizacją Kościoła istnieją wprawdzie rozmaite drugorządne punkty styczne, ale obie te cywilizacje nie znoszą się w swoich fundamentach. Podczas gdy cywilizacja liberalna została założona na kulcie człowieka, który nie zna nad sobą żadnego prawa, cywilizacja katolicka, wprost przeciwnie, wychodzi z rozpoznania ograniczeń ludzkich i z kultu Boga, jako najwyższego Pana każdego człowieka.
Liberalna tolerancja.
Liberalizm wywodzi się z doktryny Johna Locke'a, angielskiego filozofa piszącego pod dużym wrażeniem krwawego konfliktu domowego, jaki wstrząsnął jego ojczyzną w połowie XVII wieku. Locke, podobnie jak starszy od niego o pokolenie filozof Thomas Hobbes, zastanawiał się nad możliwością pogodzenia pod jedną władzą wyznawców różnych religii. Hobbes udzielał na to pytanie w sumie klasycznej protestanckiej odpowiedzi, którą ujmuje dobrze znana maksyma:
cuius regio eius religio
(czyja władza tego religia)
Protestantyzm odrzuca
zasadę autorytetu biskupa Rzymu; wobec tego napotyka natychmiast na
problem legitymizacji. Nie może go rozwiązać w żaden inny sposób,
jak tylko odwołując się do przemocy – ten narzuca religię, kto
sprawuje władzę.
Legitymizacja
to w bardzo szerokim zakresie i sensie czynione uzasadnienie
instytucji społecznej.
Locke dał pozornie
inną odpowiedź, co do zasady proponując oparcie stosunków
religijnych w kraju na zasadzie tolerancji władzy wobec
indywidualnych decyzji jednoistek. W 1789r liberalna zasada
tolerancji religijnej została zapisana w artykule X Deklaracji Praw
Człowieka i Obywatela rewolucji francuskiej, która brzmi:
„Nikt nie powinien
być niepokojony z powodu swoich przekonań, także religijnych,
pod warunkiem że ich
wyrażanie nie zakłóca porządku publicznego
ustanowionego na
podstawie ustawy”
Artykuł XI dodawał
do tego jeszcze „swobodę wyrażania myśli i poglądów” w
„słowie, piśmie i druku”. Dwa lata po francuskich
rewolucjonistach podobną ideę w swojej „Konstytucji” zapisali
Amerykanie, stwierdzając w pierwszej poprawce:
„Żadna ustawa
Kongresu nie może wprowadzić religii ani zabronić swobodnego
praktykowania jej,
ograniczać wolności słowa lub prasy ani prawa ludu do spokojnych zgromadzeń lub do składania naczelnym władzom petycji o naprawienie krzywd”.
ograniczać wolności słowa lub prasy ani prawa ludu do spokojnych zgromadzeń lub do składania naczelnym władzom petycji o naprawienie krzywd”.
Będę wierzyć w
człowieka
Trudno to zrozumieć
Okaż trochę pokory
Masz zdolność
Dogadaj się ze mną
Przyjaciele, jeśli zgubiłeś drogę
Pewnego
dnia ją odnajdziesz
Zejść z piedestału
I otwórz usta
To
wszystko racja, życie jest tak krótkie, że nie mogę pojąć
Ale gdyby to życie było kupione
Wiem, że są sposoby, które
moglibyśmy naprawić
Ludzie, posłuchajcie mojej rady
Mówiłem ci
już raz, raz czy dwa
Nie marnuj swojej energii na tworzenie.
przepraszam
Skontaktuj się ze mną
(Martin Lee Gore Get Right With Me, przekład R.S. Dogadaj się ze mną)
Tolerancjonizm
to akceptacja i zachowań będących w sprzeczności z normami
kulturowymi w społeczeństwie. Od wielu lat rozlewa się po świecie,
a szczególnie w krajach związanych z kulturą zachodnią, nowa
świecka religia, którą nazywa się właśnie tolerancjonizmem.
Nowa świecka religia to oczywiście eufemizm, bo tak naprawdę
chodzi o czysty zabobon. Zabobon, czyli pięknie brzmiącą teorię
wymyśloną przez oderwanych od życia i wiedzy ideologów.
Z
pozoru wszystko wygląda pięknie i ładnie. Wszyscy powinniśmy być
tolerancyjni, akceptować odmienność innych, współżyć z nimi w
przyjaźni, bo wszyscy ludzie, choć mają odmienne poglądy,
wyznają, lub powinni, podstawowe ogólnoludzkie wartości.
I
tutaj wkraczamy w strefę fikcji. Nie ma czegoś takiego, jak
ogólnoludzkie wartości. Ludzie w różnych kulturach wyznają
przeróżne systemy wartości, często dokładnie sprzeczne z
wyznaniami w innych częściach świata. Ci, którzy pobieżnie
zapoznali się z badaniami nad różnorodnością ludzkich kultur,
doskonale wiedzą, że w żadnej kulturze nie ma takiej zbrodni czy
okropności, która w innej nie byłaby uznana cnotą i nie ma takiej
cnoty, która gdzieś indziej nie byłaby uznana za rzecz naganną.
To,
co nazywane jest podstawowymi ogólnoludzkimi wartościami, jest
zestawem zasad stworzonych w XVIII wieku, przede wszystkim w Paryżu,
przez środowisko filozofów, nazywających siebie oświeconymi.
Zasady te ze świecką wersją wartości chrześcijańskich, bo są
one używane przede wszystkim do walki z chrześcijaństwem.
Dziś
intelektualni spadkobiercy paryskich filozofów usiłują narzucić
stworzony przez nich system wartości tym, którzy ich nie
podzielają. To, że takie narzucanie wyznawania konkretnych wartości
przeczy samej zasadzie tolerancji, byłoby tylko teoretycznym
problemem, gdyby nie to, że jego realizacja doprowadziła
wielokrotnie i dalej doprowadza do wielu nieporozumień i tragedii.
Przyczyną
tych tragedii jest skrajna nietolerancja wyznawców tolerancjolizmu.
Nietolerancja ta polega na tym, że tolerancjoniści nie dopuszczają
do swych oświeconych, a ciasnych umysłów tego, że nie wszyscy
myślą tak jak oni. To właśnie niezrozumienie różnic
uniemożliwia im zauważenie problemu konfliktu systemów wartości.
Gdy konfliktu nie daje się nie zauważyć, następuje zaklinanie
rzeczywistości i forsowanie przeciwskutecznych rozwiązań w rodzaju
zwiększania ilości tolerancji w tolerancji.
Stąd
to zdziwienie tolerancjonistów tym, że islamscy przybysze nie tylko
nie ingerują się w krajach ich przyjmujących, lecz usiłują
narzucić gospodarzom swój styl życia, a Żydzi widzą zagładę
inaczej niż pozostali Europejczycy. Odstąpić od tego będą mogli
tylko wtedy, gdy przestaną być muzułmanami i żydami, a przyjmą
kulturę europejską (chrześcijańską).
Tego
nie można osiągnąć ulubionymi przez tolerancjolistów odgórnymi
nakazami
i
inżynierią społeczną.
Inżynieria
społeczna (social engineering) to zespół technik służących
osiągnięciu określonych celów poprzez manipulację
społeczeństwem. Innymi słowy jest to celowe przekształcanie
społeczeństwa.
Ograniczenia
tolerancionizmu
Wzajemna powszechna
tolerancja religijna zakłada zgodną współpracę ludzi różnych
wyznań dla dobra wspólnego. Problem pojawia się jednak bardzo
szybko, bo życie państwowe wymaga podejmowania decyzji. Każda
decyzja zakorzeniona jest w jakiejś idei. Wspólnota staje na
przykład przed pytaniem – czy wolno być silniejszym kraść i
zabijać?
Katolicy powiedzą,
że oczywiście nie, ponieważ jest to sprzeczne z prawem Bożym.
Ci, którzy nie
wierzą w Boga, a żyją w tym samym państwie, nie są
zainteresowani takimi argumentami. Mogą odpowiedzieć, że w
zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, bo nie ma przecież żadnych
obiektywnych praw mówiących o tym, co jest dobre, albo co jest złe.
Jako że efektem
zgody na to, by kraść i zabijać, będzie powszechna przemoc i
chaos, dają jednak odpowiedź negatywną, wskazując, że zgoda
byłaby sprzeczna z zasadą dobra wspólnego. Niezależnie od źródła
argumentacyjnego, katolicy i niekatolicy dochodzą do tego samego
rozwiązania praktycznego.
Nie zawsze jest to
możliwe. W strożytnym Rzymie przyjmowano zasadę tolerancji
religijnej: każdy może wierzyć w to, co mu się podoba. Uważano
jednak, że istnieją demony (bogowie), którym trzeba składać
ofiary, w zamian za co zapewniają oni opiekę państwu. Nie był to
bynajmniej jakiś marginalny przesąd, ale konstytuatywny element
rzymskiej cywilizacji: tak zawsze uważano. O ile więc rzymscy
katolicy i niekatolicy mogli porozumieć się w sprawie zabójstwa i
kradzieży, nie mogli w sprawie ofiar.
Cywilizacja rzymskq mogła
tolerować wszelkie prywatne wierzenia i kulty, ale nie mogła znieść
kogoś, kto podważa jej fundament i zagraża jej istnieniu, zależnym
jakoby od woli demonów (bogów). W efekcie katolicy byli stawiani
przed ostateczną alternatywą: albo przyjmą zasady cywilizacji
rzymskiej, albo zostaną wyrzuceni poza jej system. Ci, którzy zasad
nie przyjmowali, byli wyrzucani, co dokonywało się na przykład na
krzyżu czy arenie. Chrześcijanie nie byli w stanie się bronić:
mieli przeciwko sobie przemożną siłę.
Gdy w 1789r francuscy
rewolucjoniści ogłosili swoją „Deklarację”, zaproponowali
wszystkim mieszkańcom proklamowanej Republiki prostą alternatywę:
albo przyjmą nowe zasady, albo zostaną wyrzuceni poza obręb
systemu. Tych, którzy nie chcieli przyjąć zasad, czekała
gilotyna. Niektórzy próbowali się bronić, ale siła
rewolucjonistów okazała się większa, dlatego nieugięci katolicy
przegrali i zginęli. Dzięki ich klęsce i śmierci postulowana
przez rewolucjonistów relatywistyczna republika rzeczywiście mogła
powstać.
Chodź ze mną
Otwórz
swoje wrażliwe usta
I mów do mnie
Wyciągnij swoje delikatne dłonie
I poczuj mnie
Nie mogłem robić żadnych planów
By mnie ukryć
Otwórz swoje wrażliwe usta
Wyciągnij swoje delikatne dłonie
Z tak
wrażliwymi ustami
Łatwo mnie przejrzeć
Kiedy
Przychodzę
Kiedy się
spieszę, pędzę za tobą
Płaczę za tobą
Widziałem łzy
spływające z moich oczu dla ciebie
Usłyszałem moją prawdę
Zniekształcającą kłamstwa dla ciebie
Obserwowałem moją miłość
Stającą się nagrodą dla ciebie
Widziałem łzy w moich oczach
Usłyszałem moją prawdę zamieniającą się w kłamstwa
Widziałem
łzy w moich oczach
Nie jestem dumny z tego, co robię
Kiedy
przychodzę
Kiedy się spieszę
Biegnę po ciebie
Wychodzę na
spotkanie z tobą gdzieś tam w górze
Kiedy spieszę cię powitać
Moja dusza jest obnażona
Dałem ci więcej
Opuściłem kule
I
czołgałem się po podłodze dla Ciebie
Szukałem cię za każdymi
drzwiami
I dzięki rzeczom, które dla ciebie widziałem, duchowo
wzrastałem
Kiedy przychodzę
Kiedy się spieszę, pędzę do
ciebie.
(Martin Lee Gore Rush, przekład R.S. Pośpiech)
W
Ameryce nikt nie podejmował walki: założono po prostu nowe państwo
z nowym systemem. Wydawał się, że to sukces: amerykańskie państwo
stworzyli przecież ludzie, którzy mieli roszczenie do prawdy. Jak
to możliwe? Grupy roszczące były jednak tak różne i rozmaite, że
postanowiły umówić się, zamiast walczyć, bo nikt nie dysponował
przewagą dającą mu zasadną nadzieję na zwycięstwo. Skuteczny
balans sił zapewnił pokój. Wydawało się to tak wspaniałe, że
na swoistą kolaborację intelektualną z liberalnym tolerancjonizmem
poszli nawet biskupi katoliccy, ogłaszając na II Soborze
Watykańskim deklarację „Dignitas
humenae”
o wolności religijnej.
Jednak
balans sił, który gwarantował przestrzeganie zasady tolerancji
religijnej, zaczął zmieniać się. Wprawdzie nadal duża część
Amerykanów wierzy w Boga i uważa, że istnieją obiektywne prawa,
które zabraniają kraść i zabijać. Duża część mieszkańców
Stanów Zjednoczonych nie jest jednak co do tego przekonana, a wielu
jest pewnych, że Boga nie ma, albo jeżeli jest – to nie jest
bynajmniej dawcą żadnych praw, a tylko jakąś niepoznawalną
zasadą bytu. W związku z tym amerykańska wspólnota polityczna
straciła zdolność do uzasadniania swoich praw z istnienia Boga,
pozostając z jedynym argumentem – zabezpieczenia pokojowego
istnienia państwa.
Co
jednak w sytuacji, w której część ludzi chce, na przykład,
zabijać swoje nienarodzone dzieci? Ich czyny są w pewnej mierze
prywatne – nie naruszają porządku społecznego tak, by wywołać
wojnę domową, bo ofiary zbrodni przed narodzeniem nie partycypują
jeszcze w życiu publicznym. Jednak w oczach tej części
społeczeństwa, która uznaje istnienie Boga, ich bliźni
dopuszczają się straszliwej zbrodni. Co więcej zwolennicy mówią,
że każdy ma prawo zabić swoje dziecko. Co wtedy z władzą
rodzicielską?
Albo
co w sytuacji, w której część ludzi chce nadać każdemu prawo do
okaleczenia własnego ciała tak, by jawić się jako osoba płci
przeciwnej? Wydaje się, że dotyczy to sfery prywatnej, ale takie
prawo próbuje przyznać się nieletnim, pod władzą rodziców.
Powstaje poważy spór, tym większy, że stawia się pytania o
naturę władzy rodzicielskiej. W czym jest umocowana ta władza? W
prawach Bożych, odpowiedzą wierzący.
Jednak
w oczach niewierzących nie ma żadnego Boga ani Jego praw. Władza
rodzicielska, mogą powiedzieć, jest zatem skutecznie i praktycznie
umocowana tylko w konsensusie mającym gwarantować pokój społeczny.
Co jednak, jeżeli władza ta nie pozwala realizować z natury wolnym
obywatelom ich prawa samostanowienia o własnej płciowości, pytają
niewierzący?
Cóż
Znów padam na
kolana i modlę się do jedynego,
Który ma siłę, aby znieść ból,
aby wybaczyć wszystkie rzeczy, które zrobiłem
Och, dziewczyno,
wprowadź mnie w swoją ciemność
Kiedy ten świat najmocniej
próbuje odejść. nie jestem pod wrażeniem
Tylko jedna pieszczota
od ciebie i jestem błogosławiony
Kiedy myślisz, że wypróbowałeś
każdą drogę
Każda aleja
Spójrz jeszcze raz na to, co znalazłeś
stare
I w tym znajdziesz coś nowego
Zawsze unikam światła kochałem
tę noc
A teraz ofiarowujesz mi wieczną ciemność
Muszę wierzyć,
że grzech może uczynić lepszego człowieka
To nastrój, w jakim
jestem
Sprawił, że wróciliśmy do punktu wyjścia
(Martin Lee Gore One Caress, przekład Rafał Struga Pieszczota)
Nowa cywilizacja
Cywilizacja jest
dziełem wspólnoty mającej pewne wspólne fundamentalne
przekonania. Konstantyn Wielki, chociaż przyjął chrześcijaństwo,
nie utworzył jeszcze nowej cywilizacji. Cywilizacja rzymska
przekształciła się w chrześcijańską dopiero na przestrzeni
wieków. Życie publiczne powoli zostało nasycone wiarą
chrześcijańską, do stopnia, w którym osiągnięto pewną
doskonałość: każde prawo miało kościelną sankcję, wszystko,
co publiczne, odbywało się w imię Chrystusa i ku Jego czci.
Zakładało to powszechną wiarę w Chrystusa jako Boga. Dzisiaj ta
wiara nie jest powszechna, zatem dawny fundament cywilizacyjny już
nie istnieje. Trzeba byłoby go założyć na nowo.
Znajdujemy
się w momencie przekształcania cywilizacji chrześcijańskiej w
cywilizację liberalną, która konstytuuje się wokół swojej
zasady pierwotnej tolerancji. Tolerancja może funkcjonować w
sytuacji balansu sił, tak jak to było w Stanach Zjednoczonych przez
około 180 lat. Jest to jednak funkcjonowanie pozorne, oparte nie na
zasadach, ale na przemocy wynikającej z balansu.
Gdy
równowaga sił zostaje zachwiana, do gry wracają zasady. Tolerancja
zasadza się na relatywizmie: wszyscy muszą uznać, że ich
roszczenie do prawdy nie ma charakteru publicznego, a jedynie
prywatny. To znaczy, że publicznie muszą przyjąć inny najwyższy
autorytet niż Boga: państwo.
Samo państwo nie może przyjąć Boga, musi pozostawać neutralne, to znaczy twierdzić, że albo Bóg jest, albo Boga nie ma. Inaczej nie byłoby relatywistyczne.
Samo państwo nie może przyjąć Boga, musi pozostawać neutralne, to znaczy twierdzić, że albo Bóg jest, albo Boga nie ma. Inaczej nie byłoby relatywistyczne.
Nie
da się jednak podejmować praktycznych decyzji mówiąc, że Bóg
albo jest, albo nie. Co z dziećmi nienarodzonymi? Co z władzą
rodzicielską? Jest Bóg – czy Go nie ma? Skoro większość
społeczeństwa tego nie wie, państwo mówiąc, że nie wie, czy Bóg
jest, działa tak, jakby Go nie było. Nieubłaganie samo zajmuje
Jego miejsce: słowo państwa staje się – z braku innego
autorytetu – jakby słowem boga.
Ten
nowoczesny kult państwowy nie wymaga składania ofiar bożkom, ale
wymaga, na przykład zgody na to, żeby bliźni mordowali dzieci
nienarodzone, albo oddawania własnych dzieci na operacje
okaleczania. Nie każdy jest gotów się na to godzić, bo do czego
innego wzywa go jego religia – jego roszczenie do prawdy.
Ci,
którzy nie chcę zgodzić się z zasadami, nie mogą zmieścić się
w systemie nowej cywilizacji. Są wypluwani poza jego ramy. Póki co
system jest ostrożny. Używa czasem aresztu, kar pieniężnych;
najczęściej jedynie usuwa z życia publicznego – z uniwersytetów,
funkcji kierowniczych w państwie i tak dalej. Ci, którzy nie chcą
przyjąć relatywizmu, mogą żyć – ale nie mogą sprawować
władzy. Czy na tym się skończy?
Bez
wątpienia – NIE. Pierwsi rzymscy cesarze chrześcijańscy również
byli ostrożni względem pogan: dopiero kontynuowali nową
cywilizację, dopiero pracowali nad wzniesieniem nowego systemu. W IV
wieku władcy chcieli usunąć ołtarz Wiktorii z Senatu, z jakimi
trudnościami! Jednak w VI wieku cesarz Justynian mógł nakazać
wyprawę zbrojną przeciwko sekcie heretyków monanistów, którym
postawiono alternatywę: albo przyjmujecie autorytet biskupa Rzymu,
albo zostaniecie usunięci z systemu poprzez standardową procedurę
starożytnych, wykonanie kary śmierci. Cywilizacja katolicka oparta
na powszechnej wierze w autorytet biskupa Rzymu była już wówczas
nieomal domknięta.
Mogę posmakować więcej niż poczuć
To palenie w środku jest tak prawdziwe, że prawie mogę położyć
na nim ręce
Ciepły blask, który utrzymuje się
Poruszony,
uniesiony wyżej
Poruszona, moja dusza płonie
Poruszona, przez
wyższą miłość oddaję całą kontrolę pożądaniu, które
pochłania
Prowadzi mnie za rękę do nieskończoności
Czyha w sercu mnie
Poruszona, uniesiona wyżej
Poruszona, moja dusza
płonie
Poruszona wyższą miłością
Przez wyższą miłość
Niebo
spętane skrzydłami miłości
Jest tak wiele, co możesz wznieść
się ponad
Poruszony, podniesiony wyżej
Poruszony, poruszony wyższą
miłością
Przez wyższą miłość oddaję serce i duszę
Poświęcony wyższemu celowi
Poruszony, poruszony wyższą miłością
Przez wyższą miłość.
(Martin Lee Gore Higher Love, przekład Rafał Struga Wyższa Miłość)
Domykanie
cywilizacji liberalnej
Cywilizacja
liberalna,
która jest oparta na programowym odrzucaniu tego autorytetu w
miejsce wolności religijnej, dopiero zaczyna domykanie.
Jeżeli
nie znajdzie się nikt, kto rzuci wyzwanie jej zasadom i skutecznie
ją obali, Kościół przed prześladowaniem będzie w stanie
uchronić tylko stabilny balans sił. Innymi słowy – tak liczna
grupa zdeterminowanych katolików, że liberalny Lewiatan nie poważy
się na podjęcie próby jej wyniszczenia, przewidując, że
doprowadziłoby to do jedynej klęski, której naprawdę się lęka:
do wojny domowej.
Jeżeli
takiej grupy nie będzie, jeżeli katolicy będą dalej chodzić na
intelektualną i praktyczną kolaborację z liberalizmem – nic nie
powstrzyma Lewiatana. Mniejszość zostanie wyniszczona, a niedobitki
będą musiały uciekać tam, gdzie liberalny Lewiatan nie sprawuje
władzy.
O
ile takie miejsca jeszcze gdziekolwiek będą.
Paweł
Chmielewski.
Moja radość... powietrze, którym
oddycham
Moja radość... w Bogu
wierzę
Moja radość...
Poruszasz
mnie
Moja radość... krew w moich żyłach
Moja radość... płynie
w Twoim imieniu
Moja radość. ..
Poruszasz mnie
Nie jestem górą,
nie
Poruszasz mnie
Moja radość... niebiańska błogość
Moja
radość... przyjemność, za którą tęsknię
Moja radość...
Poruszasz mnie
Nie jestem górą, nie Ty
rusz mnie.
(Martin Lee Gore My Joy, przekład R.S. Moja Radość)
A zatem co?
Kontrrewolucja - określenie działań stanowiących reakcję w stosunku do rewolucji.
Kontrrewolucja - najczęściej - utożsamiana jest z prawicą oraz ruchami konserwatywnymi czy też monarchistycznymi często określanymi przez samych rewolucjonistów i ich zwolenników jako reakcja.
Często jednak odnoszony jest do grup wrogich (bądź uznanych za wrogie) danej rewolucji, starających się ją zwalczyć - przykładem może być jako kontrrewolucyjny ruch biały.
Ruchy kontrrewolucyjne trudno określać jako grupę jednolitą - do tej pory były to rodzaje ruchów, organizacji, skierowane przeciw jakiejś rewolucji, często jedynie tylko przez ten cel zjednoczone, ale często też zwalczające siebie nawzajem. W niektórych kręgach politycznych, szczególnie tych najbardziej radykalnych, popularne jest samookreślenie jako kontrrewolucjonistów, w opozycji do samej idei rewolucji, która jest dla nich zjawiskiem zdecydowanie negatywnym.
Pojęcie kontrrewolucji było często używane w nomenklaturze lewicowej i rewolucyjnej, najczęściej obok reakcji lub samą reakcją. Przykładem użycia tego terminu jest nazwa radzieckiego organu bezpieczeństwa wewnętrznego, zwanej potocznie czeka.
Cóż, pukam do drzwi
Śmierci
Czy zaznam spokoju wśród błogosławionych?
Mamo,
czekasz?
Ojcze, chodzisz?
Wracam do domu
Pukam do drzwi Śmierci
Czy
odpocznę w niedzielnym najlepszym nastroju?
Mamo, martwisz się?
Ojcze, czy jesteś łaskawy?
Wracam do domu.
Nie było mnie zbyt
długo.
Tak długo to było mocne
Nie było mnie zbyt długo
Wiem,
że to było złe
Ale wracam do domu
Cóż, pukam do drzwi Śmierci
Czy odpocznę?
?
Czy przeszedłem test?
Mamo, modlisz się?
Ojcze,
mówię, że wracam do domu.
(Martin Lee Gore Death's Door, przekład Rafał Struga Drzwi Śmierci)
Rycerstwo
to warstwa społeczna dość charakterystyczna, bo wyróżniała
mężczyzn, którzy przestrzegali etosu, czyli norm postępowania,
które nakazywały mu wierność Bogu, władcy i wybrance serca. Poza
tym musieli się oni wykazywać honorem, szlachetnością,
sprawiedliwością, odwagą, hojnością, litością czy zdolnością
do poświęceń.
Rozwój
techniki militarnej (głównie), zwiększający koszt uzbrojenia,
rujnował finanse części rycerstwa, a zwierchnicy nie byli w stanie
odwzajemnić się za służbę i poświęcenie, bo nie było czym.
Skończyły się zasoby ziemskie. Dlatego też większość rycerstwa
skupiło się na poświędcenie większej uwagi dochodom z
posiadłości ziemskich, dając początek procesowi przekształcania
się tej warstwy w osiadłą szlachtę.
W
Polsce również zaczęto wprowadzać elementu feudalizmu, co
przyczyniło się do przekształcnia rycerstwa w szlachtę. Rycerze
zaczęli otrzymywać tytuły szlacheckie, które były dziedziczone
przez ich potomków. Szlachta zaczęła tworzyć własne przywileje i
prawa, które oddzielały ich od reszty społeczeństwa.
Jak
wyglądają cechy szlachcica dzisiaj – wystarczy się rozejrzeć
wokół.
Jako
spadek przejmowany jest za to majątek. Proces ten to dziedziczenie.
A majątkiem jest nie tylko posiadane prawo, ale naturalna funkcja.
Majątkiem zaś są cechy ludzkie.
Tomasz
A. Kempis O
Naśladowaniu Chrystusa
Idź
gdzie chcesz, szukaj czego chcesz.
A
nie znajdziesz w górze drogi wznioślejszej, ani w dole pewniejszej,
tylko
tę drogę krzyża świętego.
Rozdział XXXIX. O właściwym usposobieniu przy załatwianiu spraw.
- Synu, powierzaj mi każdą swą sprawę, a ja ją dobrze załatwię w odpowiednim czasie. Czekaj na moje rozporządzenia, a przekonasz się, że to dla Ciebie okaże się korzystniejsze.
- Panie, dość chętnie powierzam Ci wszystkie sprawy, bo sam niewiele mogę wymyślić. Nie chcę zbytnio przejmować się tym, co się w przyszłości wydarzy i bezzwłocznie zdaję się na Twoją wolę.
Często bywa tak, że człowiek dokłada wielu starań by zdobyć
upragnioną rzecz, a gdy ją już ma, zaczyna inaczej na nią
patrzeć, bo uczucia nie trwają niezmiennie przy tym samym
przedmiocie, ale raczej popychają od jednego do drugiego. Nie jest
więc pozbawione znaczenia wyrzekanie się siebie także w
najmniejszych rzeczach. Prawdziwy postęp na drodze do doskonałości
zasadza się na zaparciu się siebie samego. Człowiek, który się
zaparł siebie jest w pełni wolny i bezpieczny. Odwieczny
nieprzyjaciel, przeciwnik wszelkiego dobra, nie zaprzestaje jednak
kuszenia człowieka. Dniem i nocą przemyślnie zastawia zasadzki by
nieprzezornego schwytać w swoje sidła. Czuwajcie i módlcie się,
mówi Pan, abyście nie ulegli pokusie.
cdn?
Komentarze
Prześlij komentarz