Zaburzenia? z...

Pozwól mi zabrać Cię
W podróż dookoła świata i z powrotem
I nie będziesz musiał się ruszać
Po prostu usiądź spokojnie
Teraz pozwól swojemu umysłowi chodzić
I pozwól mojemu ciału mówić
Pozwól mi pokazać Ci 
ŚWIAT MOIMI OCZAMI
Zabiorę Cię na najwyższą górę
Do głębi najgłębszego morza
I nie będziemy potrzebowali map
Uwierz mi
Teraz pozwól mojemu ciału się poruszać
I pozwól moim dłoniom koić
Pozwól mi pokazać Ci
Świat moimi oczami
Nic więcej
Niż możesz teraz poczuć
To wszystko, co jest
Pozwól mi zabrać Cię 
Na statek
W długą, długą podróż
Wszystkie wyspy na oceanie
Całe niebo jest w ruchu
Pozwól, że pokażę Ci świat
To wszystko, co istnieje
Nic więcej
Czego możesz teraz dotknąć
To wszystko, co istnieje.
Pozwól, że pokażę Ci
Świat moimi oczami.

(Martin Lee Gore World In My Eyes, przekład Rafał Struga Świat w moich oczach)

    Drzwi zamknięte, a moje dwie w sumie prace, znalazły się wśród 10, które dostały się na stół przed oblicze szanownych jurorów. "Zakład" i "Shadow" przebrnęły długą drogę i zgodnie z zamierzeniem, bo rzeczywiście tego chciałem i nadal pracuję nad tym, aby ukryte w treści przekonania ujrzały światło szersze, niż tylko ekran komputera mojego. Spora była konkurencja, bo ponad 200 (dwieście) zgłoszeń napłynęło, a z pomiędzy nich aż 2 (dwie) moje dotarły do celu i wezmą udział w jeszcze jednym konkursie - wyborze. Drzwi zamknięte, bo oferty już nie napływają, a teraz przychodzi tylko czekać na rozstrzygnięcie, ale również zgodnie z zasadami regulaminów, które ustalili pomysłodawcy, mogę propagować treści i samo miejsce. Temu ma służyć - chyba - w zasadzie przedsięwzięcie. Wskazanie miejsca i zachęta do poznania miejsc. Moim szczęściem była możliwość osobistego zetknięcia się z zabytkami i nie byłbym sobą, gdybym ducha miejsc nie chciał wydobyć. To nie tylko wyobraźnia, ale rzeczywistości, czyjeś losy, zaczarowane w kamieniach, skałach, murach, etc. Powiedzieć coś od siebie - warto było i każdemu polecam. Zapoznać się z historią czyjąś i przeżyć coś swojego. To otwiera przed...


Najsłodsza doskonałość
Którą mogę nazwać swoją
Najmniejszą korektą
Nie da się doszlifować
Najsłodsza infekcja ciała i umysłu
Najsłodszy zastrzyk wszelkiego rodzaju
Zatrzymuję się i za bardzo się gapię
Boję się, że za bardzo mi zależy
I prawie nie mam odwagi dotknąć
Ze strachu, że
Zaklęcie może zostać złamane
Kiedy potrzebuję w sobie narkotyku
I to wydobywa ze mnie bandytę
Czuję, że coś mnie szarpie
Wtedy chcę prawdziwej rzeczy, a nie ...
Najsłodszej doskonałości

Rzeczy, których się spodziewasz
Wpływają na mnie
Przechodzą niezauważenie
Ale wszyscy wiedzą, co mnie ma
Porywa mnie całkowicie
Dotyka tak słodko
Sięga tak głęboko

Wiem, że nic mnie nie powstrzyma
Najsłodsza doskonałość
Złożono ofertę
Różnorodna kolekcja
Ale nie zamieniłbym się na najsłodszą doskonałość

Zabiera mnie całkowicie
Dotyka tak słodko
Sięga tak głęboko
Nic nie jest w stanie mnie zatrzymać.

(Martin Lee Gore Sweetest Perfection, przekład Rafał Struga Najsłodsza doskonałość)

    Ryzyko jest zawsze. Niektórzy twierdzą, że jest ryzyko - jest zabawa, a zatem i ja nie mam czego się lękać i trwożyć. To jest temat na kolejną rozprawkę, na kolejne rozważanie. Ważne - kręci się dalej, a ja wciąż mogę. Skojarzenia to przekleństwo powtórzę znów.

    Odbiór może być różny. Zależnie od ... wszystkich czynników zewnętrznych, tyle wystarczy. Opierać się na kolejnych - nie ma sensu. Warto jednak spojrzeć na rzeczywistość i zdefiniować zarzuty, żeby wiedzieć, że zdań jest wiele. Jest nas 10mld (ludzi na globie), a zatem i myśli wiele, bo biorąc poprawkę na kopiowanie, na bezmyślne przytakiwanie, nie ma sensu przejmować się opinią, warto wiedzieć, że mogą być różne... I tak:

    Przemocowiec to człowiek z zaburzeniami funkcjonowania społecznego, potocznie nazywany nawet psychopatą lub socjopatą. Nie ma dymu bez ognia. Wszystko jest następstwem czegoś, a i samo rodzi konsekwencje, a zatem z tymi ocenami bywa różnie - są - tylko tyle. Człowiek taki znęca się nad ofiarą, ponieważ sprawia mu to przyjemność. Pożywieniem staje się czyjś strach. Cale jest uzyskanie maksymalnej kontroli.

    A zatem - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - kolejna prawda. 

Wyciągnij rękę i dotknij wiary
Twój osobisty Jezus,
który słyszy
Twoje modlitwy
Ktoś, kto zawsze się o Ciebie troszczy
Twój osobisty Jezus
Ktoś, kto jest obok
Czuje się nieznany
A przez to czujesz, że jesteś sam
A to On
Osobisty Jezus
Z ciała i kości.

Weż oddech
Rzeczy na Twojej klatce piersiowej
Musisz wyznać.

Osobisty Jezus
Wiesz, że przebaczy.

Wyciągnij rękę i dotknij wiary.

(Martin Lee Gore Personal Jesus, przekład Rafał Struga Osobisty Jezus)

     W 2009r weszła w życie Ustawa o zmianie Ustawy Kodeks Cywilny. Nowelizacja zmienia jedynie 5 artykułów w zakresie prawa spadkowego (z kilkudziesięciu) wprowadza spore zamieszanie, zmienia bowiem porządek dziedziczenia i znacząco rozszerza grono spadkobierców ustawowych, dopuszczając do spadku między innymi dziadków spadkodawcy i ich zstępnych (wujostwo spadkobiercy i jego kuzyni). W praktyce oznacza to, że mniejszą szansę na objęcie spadku przez Skarb Państwa, ale też większe (niż do tej pory) rozbicie spadku (im więcej osób dziedziczy, tym mniejsze są ich udziały).
    Inną sprawą, na którą (z subiektywnego podejścia do tematu) poruszę w innym objaśnieniu są rozporządzenia testamentowe, kwestie związane z zachowkiem i działem spadku pomiędzy spadkobiercami. To jest temat na inny raz.
    Cd


Nosisz poczucie winy
Jak kajdany na Twoich stopach
Jak aureolę na odwrót

Czujesz dyskomfort na Twoim siedzeniu
A w Twojej głowie jest gorzej

Tam jest ból
Glód w Twoim sercu
Ból bycia wolnym
Czy nie widzisz?

Wszystkie luksusy miłości 
Są tutaj
Dla Ciebie
Dla mnie

I kiedy nasze światy rozpadają się
Kiedy runą mury

Choć możemy na to zasłużyć
Będzie warto!

Weż swoje łańcuchy
Twoje usta tragedii

I wpadnij w ramiona
Kiedy nadejdą ściany
Możemy zasłużyć
Będzie warto!

(Martin Lee Gore Halo, przekład Rafał Struga Aureola)

Żono, poddaj się mężowi; mężu, bądź gotów umrzeć za żonę. Wywiad z Costanzą Miriano.

    Zdałam sobie sprawę, że jeśli chcę być szczęśliwa w moim małżeństwie i jeśli chcę sprawić, by mój mąż również był szczęśliwy, muszę nauczyć się szanować jego odmienność ode mnie i przestać próbować go zmieniać. Św. Paweł Paweł prosi mężów, aby byli gotowi umrzeć za swoje żony. Jest to wzajemne umieranie dla siebie, dla siebie nawzajem, chrześcijańskie małżeństwo. Żona musi próbować umrzeć dla swojej woli kontrolowania, mąż musi umrzeć dla swojego egoizmu, swojej miłości do wygody. W rzeczywistości dwoje małżonków musi być w stanie wybaczyć sobie nawzajem, wybaczyć sobie tak wiele, wzajemnie, za to, że nie zawsze są w pełni tacy, jak oczekuje tego druga strona. Z drugiej strony, nie oznacza to poświęcenia własnej woli, ale podjęcie decyzji o dostosowaniu jej do woli Boga. Nie oznacza to wykastrowania się, wyrzeczenia się, posiadania mniej. Oznacza więcej, oznacza rozkwit, oznacza bycie płodnym i zdolnym do czegoś wiecznego – mówi włoska autorka Costanza Miriano.

    Wywiad został przeprowadzony przez Redaktorów Stowarzyszenia „Przybądźcie wierni” i został opublikowanie na stronie internetowej Stowarzyszenia.
Costanza Miriano jest mężatką i matką czworga dzieci.
    Ukończyła literaturę grecką i łacińską, a obecnie pracuje jako dziennikarka dla Rai (włoskiej telewizji publicznej). Pisze również dla gazet jako freelancer o rodzinie, edukacji, związkach miłosnych i współpracuje z Papieską Radą ds. Jej blog miał ponad trzy miliony kontaktów w ciągu dwóch lat.
    Napisała książki: „Wyjdź za mąż i poddaj się. Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych kobiet.” i „Poślub ją i bądź gotów za nią umrzeć. Prawdziwi mężczyźni dla nieustraszonych kobiet”, które sprzedały się we Włoszech w około 70.000 egzemplarzy i zostały przetłumaczone na kilka języków: hiszpański, francuski, portugalski, polski i słoweński. „Wyjdź za mąż i poddaj się. Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych kobiet.” to zbiór listów adresowanych do przyjaciół, głównie kobiet, dotyczących różnic między kobietami i mężczyznami, narzeczeństwa, małżeństwa, życia rodzinnego, otwartości na życie, posiadania dzieci, wychowywania dzieci, przeżywania seksu jako daru od Boga.
    Napisane ze swadą listy mogą być odbierane jako zabawnie (w niektórych księgarniach książki trafiają do działu z humorem), ale ich treść jest bardzo poważna: to właściwie myśl Kościoła. Tytuł książki jest inspirowany listem św. Pawła do Efezjan.
    Św. Paweł naucza, że kobiety powinny starać się być uległe. Myślę, że oznacza to, że muszą być otwarte, ciepłe i cierpliwe. To nie jest słaba postawa, ale wręcz przeciwnie, ponieważ kobiety są silne i stabilne, przyjazne i łatwe do poślubienia, są w stanie tworzyć dobre relacje z ludźmi. Kobiety, które są głęboko związane ze swoją naturą, są naprawdę szczęśliwe i mogą rodzić nowe życie, czy to w sposób biologiczny, czy duchowy.
    Poślub ją i bądź gotów za nią umrzeć. Prawdziwi mężczyźni dla nieustraszonych kobiet” to zabawna refleksja na temat różnic między mężczyznami i kobietami, różnych języków, którymi mówią, różnych sposobów myślenia (mężczyzna robi tylko jedną rzecz na raz, kobiety tak wiele!). Podczas gdy kobiety mają tendencję do przejmowania kontroli nad związkiem (nad czym muszą pracować), mężczyźni mają tendencję do samolubstwa, drzemania na kanapie i nie zwracają uwagi na to, co mówią kobiety.
    Kobieta powinna być lustrem dla swojego mężczyzny, powinna dawać mu piękne wyobrażenie o sobie, zachęcać go i pokazywać mu wszelkie możliwe dobro, aby mógł znaleźć siłę, by poświęcić swoje życie dla niej i dla dzieci.
    Ponieważ mężczyźni zwykle nie lubią otrzymywać rad, zwłaszcza od swoich żon, na końcu każdego rozdziału czytelniczka znajdzie rodzaj prezentu, który może podarować swojemu mężczyźnie, aby zrozumiał przesłanie rozdziału: bycie prawdziwym mężczyzną, bycie autorytatywnym, bycie dobrym ojcem, bycie odważnym.


Czekam, aż zapadnie noc
Wiem, że to nas wszystkich uratuje
Kiedy wszystko jest ciemne
Trzyma nas z daleka od surowej rzeczywistości

Czekam, aż zapadnie noc 
Kiedy wszystko będzie znośne
I tam, w ciszy
Jedyne, co czujesz, to spokój
Na niebie jest gwiazda, która swoim światłem prowadzi mnie w blasku księżyca
Wiedz, że moje wybawienie wkrótce nadejdzie

 Czekam, aż zapadnie noc
Wiem, że ona nas wszystkich ocali 
Kiedy wszystko jest ciemne
Trzyma nas przed surową rzeczywistością 

Czekam, aż zapadnie noc
Kiedy wszystko będzie znośne 
I tam, w ciszy 
Wszystko, co czujesz, to spokój
W ciszy słychać dźwięk 
Ktoś zbliża się do krzywdy 
Przykładam dłonie do uszu
Tu jest łatwiej po prostu 
Po prostu zapomnij o strachu 
I kiedy zmrużyłem oczy 
Świat wydawał się zabarwiony na różowo 
I anioły zdawały się zstępować 
Ku mojemu zaskoczeniu 
Z półprzymkniętymi oczami 
Wszystko wyglądało jeszcze lepiej niż wtedy, gdy były otwarte 

Czekałem, aż zapadnie noc 
Wiedziałem, że to nas wszystkich uratuje 
Teraz wszystko jest ciemne 
Odrywa nas od surowej rzeczywistości 

Czekałem, aż zapadnie noc 
Teraz wszystko jest znośne 
A tutaj, w ciszy 
Wszystko, co czujesz, to spokój.

(Martin Lee Gore Waiting For The Night, przekład Rafał Struga Czekając na Noc)

    Stowarzyszenie: Dotychczas na język polski zostały przetłumaczone dwie Pani książki: „Wyjdź za mąż i poddaj się. Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych kobiet.” i „Poślub ją i bądź gotów za nią umrzeć. Prawdziwi mężczyźni dla nieustraszonych kobiet”, w których podejmując tematykę małżeństwa i rodziny zdecydowanie opowiada się Pani za zachowaniem hierarchii w małżeństwie – wręcz wprost stwierdza Pani, że żona powinna być podporządkowana mężowi nawet dzisiaj w XXI w. W drugiej z wymienionych książek znajdujemy następujące wyznanie: „Za każdym razem, gdy tylko mam ku temu okazję, mówię moim przyjaciółkom, znajomym, a czasem nawet kobietom mijanym na ulicy, by się poddały, by dobrowolnie i świadomie zdecydowały się stanąć ‘poniżej’”. Dlaczego tak zdecydowanie apostołuje Pani za takim modelem małżeństwa jaki dzisiaj jest w Europie i w świecie Zachodu tak bardzo niepożądany, wyśmiewany a nawet zwalczany?
    Costanza Miriano: Kiedy wyszłam za mąż, ja również nie chciałam, by na naszym ślubie czytano List św. Pawła do Efezjan, ponieważ samo słowo „uległy” wywoływało we mnie złość. Potem po prostu spojrzałam na rzeczywistość, ponieważ my, chrześcijanie, w przeciwieństwie do feministek, w przeciwieństwie do bojowników ruchów homoseksualnych, w przeciwieństwie do wszystkich tych, którzy wierzyli w totalitarne narracje, nie jesteśmy ideologiczni. Patrzymy na rzeczywistość i szukamy Prawdy (którą jest osoba). I tak, patrząc na rzeczywistość i doświadczając trudności we wczesnych dniach małżeństwa, wyraźnie widziałam w sobie pragnienie „ulepszania” mojego męża, ciągłego mówienia mu, co powinien robić i jak. Rozmawiając z przyjaciółkami i innymi kobietami odkryłam, że jest to pokusa, która dotyka nas wszystkich. My, kobiety, obdarzone dużym „radarem”, czyli zdolnością rozumienia, wyczuwania, odgadywania innych, w związkach mamy władzę i często ulegamy pokusie – przynajmniej ja – by korzystać z niej bez szacunku dla mężczyzny. Zdałam sobie sprawę, że jeśli chcę być szczęśliwa w moim małżeństwie i jeśli chcę sprawić, by mój mąż również był szczęśliwy, muszę nauczyć się szanować jego odmienność ode mnie i przestać próbować go zmieniać. W uległości nie chodzi o władzę, ma ona związek z miłością, z przyjmowaniem, akceptowaniem drugiej osoby w jej odmienności od nas, a nie z rolami społecznymi, z pytaniem, kto gotuje, kto sprząta lub kto decyduje o tym, jak zarządzać domem. Małżeństwo jest podróżą wzajemnego nawrócenia, celem jest stanie się jedną duszą, w jednym ciele, a to wymaga pracy nad sobą, ale przede wszystkim łaski Bożej. Świat nie może zrozumieć niczego, co właśnie powiedziałam, ponieważ rozumuje według księcia tego świata. A zatem w kategoriach władzy. Nie rozumie też, co oznaczają słowa miłość, nawrócenie, łaska… dlatego tak wielu zostało zgorszonych (nawet mnie zadenuncjowali!)

    Przybądźcie Wierni: Zadenuncjowali Panią?! To brzmi niesamowicie! Może Pani to wyjaśnić?   
    Costanza Miriano: Tak, hiszpańskie tłumaczenie mojej książki wzbudziło wielkie kontrowersje, być może dlatego, że wydawnictwo, które ją opublikowało, było powiązane z arcybiskupstwem Granady, które było przedmiotem wielkich polemik w związku z pewnymi wypowiedziami arcybiskupa, który – jak przypuszczam – zdefiniował aborcję jako akt przemocy. Tak więc hiszpańska prokuratura generalna wszczęła dochodzenie w sprawie mojej książki, pytając, czy nie jest ona, jak łatwo się domyślić, obroną przemocy względem kobiet! Nie wiem, jak działa wymiar sprawiedliwości w Hiszpanii, to znaczy, czy było to spowodowane skargą, czy też inicjatywą prokuratury. W każdym razie, ilekroć mam zły humor lub myślę, że robię coś bezużytecznego, myślę o biednym sędzim, który został zmuszony do przeczytania moich książek i wysłuchania wszystkich historii o dziecięcych wymiocinach i niedopasowanych skarpetkach, szukając śladów przestępstwa. Za bardzo mnie to śmieszy.

    Przybądźcie Wierni: Nie taki znowu biedny ten sędzia. Czytanie Pani książek może być pożyteczne dla jego duszy. Ale wracając do tego co Pani powiedziała wcześniej – to znaczy, że wszystkie kobiety mają pokusę, tendencję do ulepszania swoich mężów bez szacunku dla mężczyzny. Wynika z tego, że ta skłonność jest jakby właściwością natury kobiecej. Kościół wynosząc małżeństwo do godności sakramentu nie pominął problemu jakim jest naturalna u niewiast skłonność do zaborczości – do narzucania bliźnim swojej woli lub ograniczeń i znalazł remedium na te kobiece skłonności do dominacji w postaci nakazu podporządkowania się żony mężowi. Postanowił, że małżeństwo katolickie ma być wzorowane na oblubieńczym związku Chrystusa z Kościołem, w którym żona będąca odzwierciedleniem Kościoła ma się podporządkować mężowi, który z kolei na wzór Chrystusa, będącego głową Kościoła, ma sprawować rządy w rodzinie. U nas w Polsce jeszcze do 1928 r. kościelna przysięgą małżeńska nie była dla mężczyzny i kobiety identyczna, jak to ma miejsce obecnie, ale narzeczona wobec Boga, Kościoła i zgromadzonych ludzi ślubowała także posłuszeństwo mężowi. Jeszcze w 1930 r. papież Pius XI w encyklice Casti Connubii zdecydowanie przypominał, że podległość żony mężowi jest elementem konstytutywnym w małżeństwie a posłuszeństwo uznawał nawet za jeden ze składowych wierności małżeńskiej. Czy mogłaby Pani to skomentować?  
    Costanza Miriano: Nie znałam tej specyfiki kościelnej przysięgi małżeńskiej w Polsce, a uważam ją za bardzo ciekawą i piękną! Chciałbym jednak wyjaśnić jedną rzecz, która nie jest tylko szczegółem, ale istotą. Chrystus jest, oczywiście, głową Kościoła, ale dla Ewangelii królować znaczy służyć. Chrystus właśnie dlatego, że jest głową, umarł na krzyżu. Jego królowanie to bycie sługą aż do najwyższego poświęcenia. Mógł nie zostać złapany ani osądzony, mógł zejść z krzyża w każdej chwili, ale zamiast tego uosabiał Sługę Jahwe, to znaczy niewinnego, który bierze na siebie zło innych. Tego samego wymaga się od mężów. Dlatego Paweł prosi mężów, aby byli gotowi umrzeć za swoje żony. Jest to wzajemne umieranie dla siebie, dla siebie nawzajem, chrześcijańskie małżeństwo. Żona musi próbować umrzeć dla swojej woli kontrolowania, mąż musi umrzeć dla swojego egoizmu, swojej miłości do wygody. Świat jest zgorszony moimi książkami, ponieważ interpretuje wszystko w bardzo ludzki sposób, w kluczu relacji opartych na władzy. Tymczasem dla nas, chrześcijan, małżeństwo jest drogą do uświęcenia!   


Słowa takie jak przemoc 
Przełamują ciszę 
Wpadają w mój mały świat 
Bolesne dla mnie 
Przebij mnie na wylot 
Nie rozumiesz? 
Och, moja mała dziewczynka
Wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem 
Wszystko, czego kiedykolwiek potrzebowałem 
Jest tutaj, w moich ramionach 
Słowa są bardzo niepotrzebne 
Mogą tylko wyrządzić krzywdę 
Wypowiedziane przysięgi, że zostaną złamane 
Uczucia są intensywne 
Słowa są trywialne 
Przyjemności pozostają 
Tak samo ból 

Słowa są bardzo niepotrzebne. Mogą tylko wyrządzić krzywdę. 
Ciesz się ciszą.

(Martin Lee Gore Enjoy The Silence, przekład Rafał Struga Ciesz się ciszą)

    Przybądźcie Wierni: Z tego co Pani mówi wynika, że zarówno żona jak i mąż muszą umrzeć w pewnych obszarach swojego „ja” – kobieta w obszarze chęci kontrolowania a mężczyzna w obszarze miłości własnej. A więc muszą niejako „zaprzeć się samych siebie” (por. Mk 8, 34) żeby stworzyć dobry (katolicki) związek małżeński. Czy to nie jest zatem zachęta do heroizmu dla obojga, szczególnie dzisiaj gdy świat proponuje mężczyznom i kobietom samorealizację, samouwielbienie a ostatnio nawet „samozdefiniowanie”?   
    Costanza Miriano: Z pewnością jest tak, jak mówisz, chrześcijańskie małżeństwo jest umieraniem dla samego siebie, ale z drugiej strony jest tym, o co prosi się każdego chrześcijanina, który chce podążać za Ewangelią. Powiedzmy, że dziś ta prośba brzmi bardziej szokująco dla współczesnych uszu, ponieważ jeszcze kilkadziesiąt lat temu społeczeństwo burżuazyjne stanowiło rodzaj egzoszkieletu, który nauczył nas powstrzymywać, kształtować pragnienia. Imperatyw w żadnym wypadku nie brzmiał „szukaj siebie” i „spełniaj wszystkie swoje pragnienia”, jak ma to miejsce dzisiaj. Bardziej naturalne było więc zaakceptowanie pewnych poświęceń, których wymaga życie rodzinne. Nie mogę nawet powiedzieć, co było to lepsze, co gorsze: nie jest dobrze wybierać pewne rzeczy, dlatego, że społeczeństwo cię do tego zobowiązuje. O wiele lepiej jest je przyjąć, ponieważ rozumiesz, że prowadzą one do spotkania z Bogiem i do pełnego szczęścia. Ale oczywiście rezultat jest taki, że dziś coraz trudniej jest znaleźć tych, którzy podejmują tę drogę w wolności. We Włoszech liczba małżeństw, zwłaszcza chrześcijańskich, drastycznie spada każdego roku.  
    
    Przybądźcie Wierni: Ale czy nie jest niebezpiecznym przyjmować pewne wzorce zachowań i modele życia w oparciu o nasz własny wybór – subiektywnie wybór dokonany na podstawie rozeznania własnego rozumu i własnego sumienia a de facto na podstawie przyjęcia ładnie opakowanej propozycji tego świata? Wydaje się, że dzisiaj zarówno rozum współczesnego człowieka uległ degradacji (**) jak i sumienie zostało zdeprawowane (***). Czy nie bezpieczniej duchowo jest zrezygnować z tej wolności i powrócić także w tym aspekcie (przyjęcie sposobu życia) do posłuszeństwa – posłuszeństwa wielowiekowemu nauczaniu Kościoła w zakresie moralności, nauki o małżeństwie, czystości, miłości, ofierze z własnej wolnej woli

** – m. in. przez przymusowy państwowy system edukacji skonstruowany tak jakby Boga w ogóle nie było, przez przyzwyczajanie społeczeństw do akceptacji absurdalnych rozwiązań prawnych, społecznych, kulturowych, sanitarnych

 

*** – np. poprzez przyzwyczajanie mas do akceptacji zabijania niewinnych i bezbronnych  


    Costanza Miriano: Uważam, że bardzo niebezpieczne jest dokonywanie wyborów wyłącznie w oparciu o nas samych, ponieważ sam człowiek nie jest zdolny do całkowitej miłości, która jest wieczna, zdolna do stawienia czoła trudnościom zewnętrznym, elementom obiektywnym, a także subiektywnym, czyli zmianom serca. Mówi o tym Ewangelia: sam Jezus mówi, że nie możemy nazywać tego dobrem, ponieważ tylko Bóg nim jest. Znaczenie sakramentu małżeństwa polega właśnie na tym, aby prosić Boga o łaskę miłości, błagać, aby uczynił nas zdolnymi do kochania tak, jak kocha Chrystus, to znaczy miłością w kształcie krzyża, nie zawsze odpowiadającą naszym oczekiwaniom. W rzeczywistości dwoje małżonków musi być w stanie wybaczyć sobie nawzajem, wybaczyć sobie tak wiele, wzajemnie, za to, że nie zawsze są w pełni tacy, jak oczekuje tego druga strona. Z drugiej strony, nie oznacza to poświęcenia własnej woli, ale podjęcie decyzji o dostosowaniu jej do woli Boga. Nie oznacza to wykastrowania się, wyrzeczenia się, posiadania mniej. Oznacza więcej, oznacza rozkwit, oznacza bycie płodnym i zdolnym do czegoś wiecznego.  

    Przybądźcie Wierni: To co Pani mówi to wspaniały ideał życia zanurzonego w Bożej rzeczywistości, ale świat coraz bardziej ucieka od Pana Boga, odrzuca perspektywę wieczności – co więcej – Kościół katolicki coraz wyraźniej niestety podąża za tym światem. Zarówno we Włoszech jak i w Polsce liczba małżeństw spada, ilość rozwodów wzrasta, ale także z roku na rok w Polsce bardzo szybko rośnie liczba orzeczeń o nieważności małżeństw sakramentalnych przez sądy kościelne. W jaki sposób, Pani zdaniem, można dzisiaj przekonać współczesnego, sytego i zadowolonego z siebie człowieka (nawet tego „chodzącego w niedzielę do kościoła”) do jakichkolwiek wyrzeczeń – zwłaszcza w obliczu obecnego zamętu doktrynalnego i moralnego w Kościele, kiedy coraz ciszej i rzadziej słychać nauczanie o konieczności podejmowania krzyża przez wiernych, kiedy nawet coraz mniej podkreśla się ofiarny charakter Mszy Świętej?  
    Costanza Miriano: Z bólem odbieram te słowa, aczkolwiek pocieszają mnie w pewnym sensie: my, Włosi, patrzymy na was, Polaków, z wielkim szacunkiem za waszą powagę w wierze, więc widząc, że wiatr kryzysu wieje również w waszym kraju, czuję się mniej osamotniona… Cóż, twoje pytanie jest warte tysiąc milionów, jest to coś, za co warto oddać życie: wiemy, że jest wielu naszych braci w wierze, którzy zginęli, aby dać świadectwo, że Bóg naprawdę zbawia. Co nie oznacza tylko, że zbawia w wieczności, ale że ratuje życie również teraz, tu na ziemi. Czyni je piękniejszym, lżejszym, bardziej owocnym, radośniejszym. Sprawia, że możliwe, wręcz piękne, jest dźwiganie jarzma, które spoczywa na każdym, a więc i na małżonkach. Jak o tym dawać świadectwo? Powiedziałabym, że żyjąc tym i próbując powiedzieć o tym przyjaciołom, a następnie wymyślając nowe sposoby. Próbowałam pisać książki i przez dziesięć lat jeździłam po parafiach w całych Włoszech, myślę, że przekroczyłam już pięćset; ale oczywiście można wymyślić wiele nowych sposobów. Z pewnością trzeba iść w świat, szukać ludzi dom po domu. Ale bez rozwadniania prawdy: bez Chrystusa nie jesteśmy w stanie być dobrzy, nie jesteśmy w stanie kochać, nie jesteśmy w stanie być szczęśliwi.   


Miałeś coś do ukrycia
 Powinieneś to ukryć, prawda 
Teraz nie jesteś usatysfakcjonowany tym, przez co przechodzisz
Czas zapłacić cenę za to, że nie słuchałeś rad i decydowałeś w młodości
 O polityce prawdy. 

Teraz wszystko mogłoby być zupełnie inne 
Kiedyś było tak cywilizowane 
Zawsze będziesz się zastanawiać, jak by to było, gdybyś tylko skłamał 
Jest już za późno na zmianę wydarzeń 
Czas stawić czoła konsekwencjom 
Za dostarczenie dowodu 
W polityce prawdy. 

Nigdy więcej. to jest to, co przysięgałeś 
Czas wcześniej 
Nigdy więcej nie jest tym, co przysięgałeś 
Czas wcześniej 

Teraz stoisz tam ze związanym językiem 
Lepiej naucz się dobrze swojej lekcji 
Ukryj to, co masz do ukrycia 
I powiedz, co masz do powiedzenia 
Zobaczysz swoje problemy się mnożą 
Jeśli ciągle zdecydujesz się wiernie realizować politykę prawdy 

Nigdy więcej nie jest tym, co przysięgałeś 
Przedtem 
Nigdy więcej nie jest tym, co przysięgałeś 
Poprzednio.

(Martin Lee Gore Policy Of Truth, przekład Rafał Struga Polityka Prawdy)

    Przybądźcie Wierni: Bardzo dziękujemy za miłe słowa na temat Polski. Patrząc jednak na upadek wiary (i moralności) u bardzo wielu młodych Polaków obawiamy się o przyszłość. Dlatego właśnie założyliśmy nasze stowarzyszenie aby choć odrobinę przyczynić się do wzmocnienia przekazu wiary następnym pokoleniom. I szukamy sposobów, inspiracji… Czy mogłaby Pani nieco więcej powiedzieć o tej wielkiej pracy, walce duchowej jaką Pani podjęła i wykonuje. Szczególnie interesujące mogą być dla nas dwa jej aspekty: Jak udaje się Pani godzić życie rodzinne, obowiązki żony i matki, pracę dziennikarską z tak licznymi wyjazdami do parafii (jak można obliczyć z częstotliwością około raz na tydzień!)? I czy Pan Jezus potwierdził na przestrzeni tych wielu lat Pani pracy w jakiś sposób, że Pani świadectwo i przykład życia powodują zmianę sposobu życia konkretnych osób? 
    Costanza Miriano: Jeśli chodzi o podróżowanie, staram się wsiąść do ostatniego możliwego pociągu lub samolotu, aby dotrzeć do miasta docelowego na minutę przed rozpoczęciem (a czasem nawet po rozpoczęciu!) mojego spotkania. A jeśli naprawdę muszę spać poza domem (czasami wracam w nocy, jeśli miasto jest oddalone o mniej niż trzy godziny jazdy), następnego ranka wybieram pierwszy możliwy środek transportu, często muszę wstawać w środku nocy, aby być w pracy na czas. Powiedzmy, że rezygnuję z czasu dla siebie, a nie dla męża i dzieci. Mój mąż mnie wspiera, również dlatego, że dzieci są już dorosłe (dwoje w wieku ponad 20 lat, z których jedno mieszka z dala od domu) i jeśli przegapię wieczór, są szczęśliwe (mogą jeść na kanapie, zostawiać rzeczy w bałaganie, rozmawiać przez telefon komórkowy, nikt im nie przeszkadza!). Mocno wierzę w sens pracy w tym apostolacie i mam nadzieję, że jest ona pożyteczna. Z pewnością czerpię z tego również trochę osobistej satysfakcji, ale naprawdę wierzę, że zetknięcie się z żoną i matką, która daje świadectwo normalnego życia z jego trudnościami i radościami, która czerpie jego sens z wiary, jest bardzo cenne dla tych, którzy przychodzą na spotkania. Po spotkaniu zostaję przez długi czas, słuchając ludzi, i wielu mówi mi, że rozpoznają siebie w mojej historii, w dynamice relacji ze swoim mężem, wiele osób mówi, że nie słyszą już prawie wcale o różnicy między mężczyzną a kobietą i że czynią (podczas spotkań) wiele przydatnych spostrzeżeń. Ktoś po daniu świadectwa decyduje się na zawarcie ślubu, ktoś decyduje się na wytrwanie ze współmałżonkiem, ktoś decyduje się na kolejne dziecko (podobno po Włoszech biega trochę małych dziewczynek o imieniu Costanza). No i jest jeszcze Klasztor Wi-Fi, (Monastero Wi-Fi po włosku), który miał być spotkaniem modlitewnym kilkunastu przyjaciół, a zebrało się nas 3500 osób, tak, że musieliśmy prosić o gościnę w bazylice św. Piotra (i wszyscy poszli najpierw pomodlić się przy grobie św. Jana Pawła II!)  

    Przybądźcie Wierni: Jesteśmy pod wielkim ważeniem świadectwa Pani życia – jeśli Pani, pozwoli wrócimy do tego wątku naszej rozmowy za chwilę. Ale teraz chcielibyśmy zapytać o wspomniane przez Panią Monastero Wi-Fi – z lektury strony internetowe wynika, że powstała całkiem niedawno i że to absolutnie niezwykła inicjatywa. Czy mogłaby Pani powiedzieć kilka słów o Monastero Wi-Fi szczególnie w kontekście Pani udziału w tej inicjatywie?  
    Costanza Miriano: A więc tak to się potoczyło. Podróżując po Włoszech od parafii do parafii przez wiele lat, nawiązałam dużo przyjaźni i wysłuchałam wiele wypowiedzi na temat tęsknoty za życiem duchowym (i nie tylko). Latem 2018 roku cztery przyjaciółki odwiedziły mnie nad morzem, gdzie przebywałam z piątą przyjaciółką, która użyczyła mi swojego domu (tylko wśród chrześcijan zdarzają się takie cudowne rzeczy!) i wyraziły pragnienie spędzenia dnia na wspólnej modlitwie i słuchaniu katechez, ponieważ nie zawsze znajdowały tak wiele możliwości w swoich miastach, a wszystkie starały się żyć zgodnie z planem życia, który nakreśliłam w moim „Podręczniku duchowej niedoskonałości”, w książce zatytułowanej „Si salvi chi vuole” (Ratuj się, kto chce). Opowiedziałam, jak można prowadzić poważne życie z duchowego punktu widzenia, nawet przy tak wielu zobowiązaniach, jakie my, świeccy, wszyscy mamy, próbując żyć jako chrześcijanie w świecie. Napisałam, że filarami takiego życia są słuchanie Słowa Bożego, modlitwa, spowiedź, Eucharystia i post. Postanowiliśmy spotkać się na jeden dzień w Rzymie w gronie przyjaciół na modlitwie, różańcu, Mszy Świętej i pięknej katechezie. W trakcie organizacji pomyślałem, aby napisać o tym na blogu, aby dotrzeć, jak sądziłam, do co najmniej kilkunastu subskrybentów. Zapisało się ponad dwa tysiące osób. W miarę jak liczba uczestników rosła, szukałam coraz większych przestrzeni, aby pomieścić wszystkich, i tak w końcu dotarliśmy do bazyliki św. Jana na Lateranie, potem do św. Pawła za Murami i wreszcie do bazyliki św. Piotra w Watykanie. 14 października tematem spotkania będzie Eucharystia, a kazania wygłoszą kapłani z różnych ruchów i zakonów. Mój udział, poza krótkim powitaniem, jest tylko organizacyjny: tworzę program spotkania, a wraz z moimi przyjaciółkami organizujemy je, aby pomóc jak największej liczbie osób na serio podążać ścieżką duchową, w miłości i w przylgnięciu do Kościoła, bez którego nie możemy być zbawieni!  

    Przybądźcie Wierni: A więc Monastero Wi-Fi to również Pani dzieło! Jesteśmy pod wielkim wrażeniem ogromnej pracy apostolskiej jaką Pani realizuje pomimo obowiązków rodzinnych i zawodowych. Widzimy w tym wielką siłę ducha. W Pani książce „Wyjdź za mąż…” wspomina Pani o swoim dziadku pułkowniku, który jest dla Pani wzorem konsekwentnego działania. Ale sama konsekwencja i upór w dążeniu do celu nie przyniosłyby zapewne tak pięknych owoców Pani pracy apostolskiej, gdyby nie łaska i prowadzenie Boże. Czy był może jakiś szczególny moment w Pani życiu – moment odczytania wezwania Bożego do działania, bo zdaje się nam, że nie jest to tylko efekt dobrej formacji duchowej?     
    Costanza Miriano: Cóż, tak, nie jest to praca na pełny etat, ale wymaga trochę zaangażowania, również dlatego, że oprócz dużego corocznego spotkania w Rzymie, które nazywamy Kapitułą Generalną, istnieje potrzeba utrzymywania relacji z siecią małych lokalnych rzeczywistości, które powstają. Obecnie istnieją grupy modlitewne w ponad dwudziestu włoskich miastach. Ale trzeba powiedzieć, że jesteśmy grupą, która zarządza tym wszystkim: jesteśmy siedmioma przyjaciółkami, ale przede wszystkim jedna, Monica, trzyma stery wszystkiego, z organizacyjnego punktu widzenia. Nie ma liderów, nie ma szefów, to prawdziwa praca zespołowa, a raczej praca wspólnotowa, by użyć terminu bardziej odpowiedniego dla życia duchowego. Wszystkie jesteśmy kobietami, organizatorkami i lubię myśleć, że staramy się przynosić owoce w munus maryjnym, który różni się od munus Piotrowego. Jesteśmy tymi, które idą za Jezusem i staramy się dbać o rzesze ludzi, które czasami dość wyraźnie składają się z wielu „owiec bez pasterza”. Nie jesteśmy pasterzami, jesteśmy tymi, którzy gromadzą owce i prowadzą je do pasterza, ponieważ wtedy ludzie, którzy przychodzą, przychodzą słuchać kapłanów, a nie mnie! Przechodząc do drugiej części pytania, jeśli chodzi o mnie, nie przeżyłam uderzającego nawrócenia, ale widziałam, jak moje życie nabrało kształtu i przyniosło owoce, gdy powiedziałam Panu „tak” (pośród wielu „nie”). Za każdym razem, gdy mówimy Mu „tak”, On prowadzi nas do przynoszenia wielu owoców i to zazwyczaj tam, gdzie nie myśleliśmy. Kiedy jednak mówimy „nie”, On jest cierpliwy, czeka i próbuje ponownie później. Na przykład zaczęłam pisać nie dlatego, że czułam taką potrzebę, ale dlatego, że ktoś, kto pracował dla wydawnictwa, zaproponował mi to; modliłam się przez długi czas, aby znaleźć miejsce, w którym moja praca przyniosłaby dobre owoce, i ciągle prosiłam o przeniesienie, ale Pan miał inne plany. Inny przykład: kiedy zorganizowaliśmy Dzień Rodziny we Włoszech przeciwko związkom cywilnym, nie sądziłam, że będę aktywnie zaangażowana, tylko pomogłam zebrać kilku moich przyjaciół, a ostatecznie znalazłam się na scenie przed milionem osób. Krótko mówiąc, trzeba powiedzieć Panu „tak”. Potem stawia kogoś w pierwszym rzędzie, z kimś innym wykonuje inne dzieła, ale zawsze wielkie, jeśli jesteśmy do dyspozycji.   


Załóż to 
I nie mów ani słowa 
Załóż 
To, które wolę 
Załóż to 
I stań mi przed oczami 
Załóż to 
Proszę, nie pytaj dlaczego 
Czy możesz uwierzyć w 
Coś tak prostego 
Coś tak trywialnego 
Czyni mnie szczęśliwym człowiekiem 
Może 
Czy rozumiesz 
Powiedz, że wierzysz 
Jak łatwo mnie zadowolić 
Bo kiedy się nauczysz 
Będziesz wiedział, co sprawia, że ​​świat się kręci 
Załóż to 
Czuję tak wiele 
Załóż to 
Nie muszę dotykać 
Załóż to tutaj przed moimi oczami 
Załóż to 
Bo zdajesz sobie sprawę 
I wierzysz 
Coś tak bezwartościowego 
Służy celowi 
To czyni mnie szczęśliwym człowiekiem 
Czy nie rozumiesz 
Powiedz, że wierzysz 
Jak łatwo mnie zadowolić 
Bo kiedy się nauczysz 
Będziesz wiedział, co sprawia obrót świata.

(Martin Lee Gore Blue Dress, przekład Rafał Struga Niebieska Sukienka)

    Przybądźcie Wierni: A więc trzeba nam odrzucić swoje ambicje, stać się pokornym i zdać się na wolę Bożą – to bardzo trudne dla współczesnego człowieka, ale patrząc na Pani przykład życia – widzimy, że jednak to jest możliwe! W tym kontekście – jednocześnie wracając do wątku godzenia życia małżeńskiego, rodzinnego i zawodowego z apostolstwem – prosimy o słowo otuchy i pocieszenia (a może i rady) dla katolickich żon i matek w Polsce, które próbują godzić życie rodzinne z zawodowym i często po latach stwierdzają, że w dzisiejszych czasach nie sposób dobrze spełniać rolę żony, dobrze wychowywać kilkoro dzieci i jednocześnie – pracując zawodowo na pełnym etacie – być dobrym pracownikiem.   
    Costanza Miriano: Dziękuję za to spostrzeżenie, które jest odważne, bo imperatyw myślenia indywidualnego chce nam wmówić, że możemy wszystko, że praca jest osiągnięciem, a życie poświęcone opiece nad bliskimi to jakieś odzieranie z godności; chce nam wmówić, że wszystko można robić dobrze, a dobrą matką można być robiąc przy tym karierę. Wierzę, że bycie dobrą matką wymaga poświęcenia kariery kiedy dzieci są małe. Ale słowo nadziei jest takie: dzieci dorastają, a jeśli pozostałaś w świecie pracy, nie wyłączając mózgu, to nadchodzi czas, kiedy możesz zwiększyć swoje zaangażowanie i spróbować zrobić coś dobrego, aby budować królestwo niebieskie również poza własną rodziną. Oczywiście życie pracujących rodziców – zwłaszcza jeśli pracuje się we dwoje – jest bardzo męczące, a niestety w zachodnim systemie gospodarczym często trzeba pracować we dwoje. Dlatego tak ważne jest, aby w centrum naszych serc był Pan, który dźwiga z nami jarzmo, czyni je łagodnym, czyli lekkim, i nadaje sens wszystkiemu. Dlatego tak ważne jest, aby nawet w naszym zagmatwanym i przeładowanym życiu znaleźć chwile na modlitwę, aby bronić się zębami i pazurami przed wszystkimi atakami zobowiązań praktycznego życia. I jeszcze jedna mała rada: pamiętaj, że para potrzebuje opieki, troski ze strony obojga małżonków, a także towarzystwa innych par i rodzin. Nie damy rady sami, musimy tworzyć małe wspólnoty rodzin, aby dotrzymywać sobie towarzystwa w trudnych chwilach, aby pocieszać się nawzajem, widząc, że wszyscy podejmujemy ten sam wysiłek i że tak wiele problemów można dzielić.  
    Przybądźcie Wierni: Bardzo dziękujemy, za te wskazania i rady – będziemy starać się je wykorzystać i propagować najszerzej jak to możliwe. Serdecznie dziękujemy za rozmowę i życzymy wszystkiego najlepszego dla Pani i całej Pani rodziny – niech Bóg Panią prowadzi i obdarza radością również na drodze pracy apostolskiej na rzecz małżeństwa i rodziny!


Czysty 
Najczystszy, jaki kiedykolwiek byłem 
Koniec łez 
I lat pomiędzy nimi 
I kłopotów, które widziałem 
Teraz, kiedy jestem czysty 
Wiesz, co mam na myśli, złamałem swój upadek. 

Zakończ to wszystko, ja' zmieniłem swoją rutynę 
Teraz jestem czysty 
Nie rozumiem 
Jaki los jest zaplanowany 
Zaczynam pojmować 
Co jest w moich rękach 
Nie twierdzę, że wiem 
Dokąd idzie moja świętość 
Po prostu wiem, że mi się podoba 
Co zaczyna się pokaż 
Czasami Czysty 
Najczystszy, jaki kiedykolwiek byłem 

Teraz jestem czysty 
Z biegiem lat 
Wszystkie uczucia w środku skręcają się i obracają 
Gdy płyną z falą 
Nie radzę 
I nie krytykuję 
Po prostu wiem, co lubię 
Na własne oczy 
Czasami czysty 
Najczystszy, jaki kiedykolwiek byłem 
Koniec z łzami 
Przełamałem swój upadek 
Zakończ to wszystko 
Zmieniłem swoją rutynę. 

(Martin Lee Gore Clean, przekład Rafał Struga Czysty)

    Krzysztof Domagała "Zakład" na początku mojego starania został odrzucony przez szanownych jurorów, bo nie mieścił się w ramach określonych regulaminem. Szło o godło - pojęcie i interpretacja. Nie poczułem się dotknięty, ale włożyłem wysiłek w powstanie tego czegoś, niby dzieła...

    Rafał Struga "Shadow" napisałem w osobie trzeciej. Bardziej się przyłożyłem? Odwaliłem jakąś robotę. 

    Mam na uwadze naukę pisania. Pobudzenie wyobraźni to jedno. Nauka języka ojczystego to drugie. Pokonanie swoich słabości to trzecie. Robię coś. Nie tylko żeby nie zwariować, ale żeby przywrócić siebie do używalności. 

...Ciebie On z łowczych obieży wyzuje
I w zaraźliwym powietrzu ratuje
W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie
Pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie...
Jan Kochanowski


Rzeczy, które robisz, nie są dobre dla mojego zdrowia 
Ruchy, które wykonujesz 
Robisz dla siebie 
Środki, których używasz, nie mają na celu zmylić 
Chociaż tak jest, 
To są te, które bym wybrał 
Nie chciałbym tego inaczej 
Nie pozwoliłbyś mi w żaden sposób 
Niebezpieczny 

Sposób, w jaki zostawiasz mnie pragnącego więcej 
Niebezpieczny 

Właśnie tego cię pragnę 
Niebezpieczny 

Kiedy jestem w Twoich ramionach 
Niebezpieczny 

Wiedz, że wyrządzę krzywdę 
Kłamstwa, które mówisz 
Nie mają na celu oszukiwania 
Są nie ma mnie tam, żebym uwierzył, że usłyszałem Twoje okrutne słowa. 
Wiesz już, jak wiele czasu potrzeba, aby zobaczyć, jak cierpię. 
Nie mogłem tego znieść inaczej. 
Ale jest cena, którą muszę zapłacić. 
Niebezpieczny. 

Właśnie tego chcę od Ciebie 
Niebezpieczny 

Wiedz, że wyjdę na krzywdę 
Niebezpieczny 

Niebezpieczny 
Niebezpieczny 
Niebezpieczny 

Sposób, w jaki sprawiasz, że chcę więcej 
Niebezpieczny 
Właśnie tego chcę, dla Ciebie 
Niebezpieczny 

Wiedz, że przyjdę skrzywdzić 
Niebezpieczny.

(David Gahan Dangerous, przekład Rafał Struga Niebezpieczny)

  • Być może i wykazuję się swoją naiwnością, dziecinnością, jakby powiedziała moja była żona – nie rezygnował z bycia poważnym i jakże upartym. Nie chciał pomyśleć o tym, że mogło to Jego stanowisko stanowić nie lada przynętę dla obcej przecież kobiety.
    Nie przestaję Cię słuchać – nie chciała, aby czytał Ją w sposób pogardliwy.
  • Tutaj, gdzie mam zamiar nas zabrać – wskazywał powoli cel wycieczki – jak głosi jedna z legend, oprócz tego, że mieści się w malowniczej, górskiej miejscowości do dzisiaj istnieje już tylko ruina budowli. Kryje ona, jak to zwykle bywa przy tego typu starych obiektach, różne tajemnice.
  • Chętnie posłucham o rzeczach, którymi i Ty się interesujesz – zaciekawiła się Aneta.
  • Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Ty, żyjąca w innym środowisku, w odmiennej kulturze, w mieście, którego władze inaczej dbają o zachowane zabytki, których wielkość rzeczywiście może imponować, nie będziesz zainteresowana jakimiś gruzami, które dostarczają mi tyle radości, do których tak mnie ciągnie. - znów rozpędzał się w swoim rozpływaniu się.
  • Mów dalej – wyrazem swojej twarzy okazywała coraz większe zainteresowanie i jakiś obmyślony plan.
  • Mam to szczęście, że mieszkam na Dolnym Śląsku, w samej dawnej stolicy regionu, z którego wszędzie jest blisko. Tutaj aż roi się od zabytków, niektórych już zapomnianych – rozkręcał się dopiero, a wyglądał na takiego, który chce Jej opowiadać i opowiadać..
  • Tajemnice, zamki, podziemia – nie udawała podziwu Aneta – co masz do powiedzenia w tej materii?
  • Wiem, że skala może nie ta – nie rezygnował z podkreślenia wartości miejsca – i dla Ciebie, która mieszkasz w kraju, w którym z większym rozmachem kieruje się uwagę ku rzeczom innym, na rozrywce i na biznesach, wszystko tutaj wydaje się być małe i niepotrzebne.
  • Mylisz się – wyraźnie zaprotestowała – jestem Polką, nawet Wrocławianką i nikt i nic tego nie zmieni. Jestem dumna z tego, skąd pochodzę i to, że mieszkam i uczę się w Niemczech, nie ma wpływu na moją świadomość i przywiązanie do korzeni.
  • Przepraszam, nie chciałem Cię obrazić – próbował wlać odrobinę ciepła pomiędzy nich i na samą myśl zdenerwowania Jej, aż się wzdrygał – niewiele rozmawiamy o sprawach duchowych.
  • To ja przepraszam – wyraźnie próbowała usprawiedliwić swoje zachowanie – cały ten czas pobytu tutaj, w Polsce jest dla mnie trudny. Wiem, że chcesz, że próbujesz choć na chwilę mnie odciągnąć od myślenia o problemach.
  • Taki mam zamiar – wyraźnie wskazywał, że właśnie o Niej w ten sposób myśli – Nie rozmawialiśmy do tej pory o tego typu zainteresowaniach. Wyobraź sobie, że cel wycieczki też nie jest przypadkowy.
  • Czyli ta legenda – trochę nawet się zaśmiała Aneta – ma niby coś wspólnego z sytuacją? Którą?
  • Posłuchaj – próbował podzielić się swoją wiedzą, choć brylować nie chciał, to jednak zwrócić Jej uwagę właśnie na mistycyzm, z którym i Ona tam w Koloni musi mieć do czynienia. Chociażby z uwagi na podejście do niego wszystkich Niemców - chciałbym abyś i Ty poszukała unoszącego się tutaj ducha uleczania.
  • Ale o co chodzi? – nie kryła coraz większej ciekawości.
  • Płonina to dzisiaj miejscowość w powiecie Bolków, na obrzeżach Pogórza Kaczawskiego, funkcjonująca kiedyś jako wieś. Zachowały się tam relikty obiektu, w którym rezydowali mieszkańcy, o których z przykrością przyznaję, że nie zachowały się dokumenty źródłowe. Dzieje samego zamku traktować należy jako słabo rozpoznane. Trochę pokoloruję teraz. Wyobraź sobie siedzącego orła, który z jakiegoś powodu rozkłada skrzydła. Za jego dziób uznaję zamek, powiedzmy centralny – bolkowski, może z powodu takiego, że bardziej sławny jest, bardziej wychwalany, bardziej na nim koncentrują się wycieczki krajoznawcze, imprezy kulturalne, czy okolicznościowe, a może właśnie dlatego, że właśnie Bolków był największym z nich?
  • Castle Party – przypomniała sobie Aneta – koncerty muzyki „ciemnej”, gotyckiej.
  • Między innymi – nie chciał się koncentrować na Bolkowie – a tutaj spójrz, oba skrzydła, bo oba zamki, z których jeden to właśnie Niesytno we wsi Płonina, trochę jakby z boku, ależ czy przez to mniej ważny?
  • To już stanowi pewnego rodzaju zagadkę – coraz bardziej wczuwała się Aneta, nie spuszczając wzroku z widoków, jakie roztaczały się za oknem.

Memphisto – Memphisto – Instrumental


  • Już same nazwy mijanych miejscowości powodują u mnie szybszą pracę serca, gdy myślę o ich historii i oczywiście legendach, o których się dowiaduję z różnych stron. Wzbudzają one moje zainteresowanie. Otaczają mnie swoją magią. Z każdego z takich miejsc aż bije głębia przeżyć tutejszych ludzi. Dodatkowo mam wrażenie, że każdy kamień, z którego powstała przecież budowla, każde ich połączenie, kryje za sobą jakąś tajemnicę - czasami przerywał ciszę nawiązując do przyjemniejszych tematów.
  • Czy wszystko już zostało odkryte? - Aneta pomimo tego, że nie wyglądała na zaciekawioną dyskusją, odpowiadała bardzo rzeczowo.
  • Gdyby mury miały usta, to z pewnością głośno byłoby od opowieści o wydarzeniach, jakie miały tu miejsce. Gdyby mogły, pewnie byśmy usłyszeli o tym, co tutaj się działo. Uwielbiam kiedy tworzy się taka mistyczna strefa, bo w niej rzeczywiście odpoczywam, chociażby poprzez oderwanie się od rzeczywistości, od problemów dnia codziennego. Przez chwilę mogę nie myśleć o dokumentacjach technicznych, o zasilaniu gazem, o kłopotach z płatnościami. Rzeczywiście oddać się temu, z czym zmagali się ludzie w poprzednich epokach. Najbardziej zachwyca mnie brak pośpiechu w realizacji dążeń. Nie były one aż tak wygórowane, jakimi zdają się być dzisiaj. A przecież życie było równie kolorowe i piękne, choć również biedne, w ujęciu dzisiejszym. - Krzyśkowi nie przeszkadzało mówienie i jednoczesne prowadzenie samochodu.
  • Wspaniały świat, chyba w myśl powiedzenia, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma – Aneta natomiast czuła się coraz bardziej zrelaksowana.


Sibeling – Rodzeństwo- Instrumental


  • Wyobraź sobie – Krzysiek przeszedł do sedna swojej wizyty w tym urokliwym miejscu – kiedyś, na podgrodziu tego zamku, czyli gdzieś tutaj, stała chałupa porośnięta mchem, co mogło nie dziwić w dawnych czasach. Żyła w niej garbata kobieta, którą miejscowi traktowali z poważaniem, do tego stopnia, że mieli odwagę leczyć się u Niej, korzystać z Jej rad. Nazywano ją ponoć Częstocha. Doszło do tego, że nie było nikogo w okolicy, kto tak jak Ona potrafiłby pomóc w rozmaitych dolegliwościach. Chodziły głosy, że uzdrawiała nawet umierających. Miała Ona swoją zasadę, że jeśli zauważy, że na chorym swoją rękę kładzie już śmierć, Ona odmawiała wsparcia. Podobno miała wyczucie.
  • Mów dalej – Aneta udawała, że słucha. Jej palce niebezpiecznie zbliżyły się do rozporka Jego spodni.
  • Oczywiście, w każdej legendzie jest ziarno prawdy – nie przestawał mówić o kolejnej legendzie. Przyglądał się tylko niepewnie temu, co Ona wyprawia.
  • I każda ma jakieś zakończenie – zamilkła.



Kaleid – Kaleid – Instrumental


  • Przyjechałem tutaj z innym zamiarem. Wyszło tak, jak wyszło. Mawiają niektórzy, że dobrymi chęciami to jest piekło wyścielone. Wpadłem i ja w pułapkę, bo szybko zacząłem kojarzyć nazwę zamku z ideą pomysłodawców – Niesytno = Nienasycenie?

Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem. 
Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem. 
Chciałem poczuć radość przepływającą między naszymi ustami. 
Chciałem poczuć radość przepływającą między naszymi biodrami. 
Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem. 
Dlaczego uśmiechasz się tym samym uśmiechem. 
Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem. 
Chciałem poczuć ten uśmiech. radość przeszła między naszymi oczami 
Chciałem poczuć radość 
Przeszła między naszymi udami 
I musiałbym ją uszczypnąć 
Tylko po to, żeby zobaczyć, czy była prawdziwa 
Tylko po to, żeby zobaczyć, jak znika uśmiech 
I zobaczyć ból, który czuła 
Chciałem poczuć jej radość 
Poczuj to głęboko w środku 
Chciałem poczuć jej radość, przeniknąć moją skórę. 
Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem. 
Dlaczego uśmiechasz się tym samym uśmiechem, co robisz.

(Martin Lee Gore Happiest Girl, przekład Rafał Struga Najszczęśliwsza Dziewczyna)


  • Carpe Diem – wypalił Jakub – chwytaj dzień, będziesz o tym czytała Oliwia.
  • A w tym przypadku – Joanna tłumaczyła Krzyśka na język bardziej dostępny dla dziecka – dostrzegaj to, co warte spojrzenia.
  • Otóż kiedyś w okolicy mieszkał drab, zwany podobno Biwoj, o którym było tyle wiadomo, że trochę zbujował, rozrabiał – Krzysiek zauważył, że grono słuchaczy czeka na dalszy ciąg jego wersji przekazu – a, że musiał być szanowany przez zamożnych i władczych panów tych ziem, niech świadczy to, że na cześć Jego wyczynu został Mu nadany herb, czyli coś bardziej wyniosłego niż dzisiejsze nazwisko, a także pozwolono, żeby i miejsce nosiło nazwę pochodną od osiągnięcia, za jaki uznano uśmiercenie przez owego rycerza odyńca, wielkiego dzika, który przysparzał do tej pory problemów tutejszym.
  • Dzikus? - pospieszyła się Oliwia, wywołując u pasażerów gromki śmiech – a co to ma wspólnego ze mną?
  • Schweinichen kiedyś, a dzisiaj ród Świnków – szybko wyjaśnił – a miejscowość Świny. W godle na cześć tego głośnego wydarzenia pozostaje obraz dzika, no i oczywiście nazwa wsi, która przez stulecia się zachowała.
  • A myślałam – Oliwii wyraźnie spodobał się nastrój żartobliwy – że jedziemy tam, żeby uczcić Twoje wyczyny z dzikami.
  • Tato rzeczywiście miał przygodę z dziką świnią w Siechnicach – Joanna też zwróciła uwagę na zależność – w momencie, w którym się poznaliśmy. Stłuczka auta ze zwierzęciem nie należy do najprzyjemniejszych. Tato dość obszernie wypowiadał się na ten temat. Jednak nie boi się jechać do domu przez mniej uczęszczane przez ludzi tereny wodonośne.
  • Jadąc z centrum miasta w kierunku Rędzina – Jakub przypomniał kolejne przypadki natknięcia się na dziki w mieście – też napotkał się na przechodzące tędy właśnie gromady zwierząt.
  • A ja zupełnie coś innego miałem teraz na myśli – Krzysiek zmienił temat – bo o to, że słowami można się bawić i szukać analogii właśnie w słowach i obrazach. Bo Szweinichen, a ja skojarzyłem z Schweidnitz, podobnie brzmiącej nazwie, a przecież tam się urodziłem, w Świdnicy.
  • Czyli Ty jako świnia? - nie próbowała gryźć się w język Oliwia.
  • Widzisz córko, że bawić się słowami i skojarzeniami można na różne sposoby.
  • A co to ma wspólnego ze mną? – nie dawała za wygraną Oliwia.
  • Jest jeszcze inna teoria na temat nazwy – Joanna też pochwaliła się wiedzą – otóż wiele średniowiecznych rodów nosiło w herbach Świńską Głowę jakby na znak, że to zaszczyt. Podobno właściciel tego zamku, niejaki Georg von Schwenstein złożył się o honor z jednym z panów. Przedmiotem zakładu było to, kto wypije więcej wina i nie wpadnie pod stół, a ponoć wartość zakładu była dosyć spora. Oczywiście wygrał zakład.
  • Tato, pokaż swoją głowę – Oliwia podchwyciła dobry nastój, a siedząc na przednim siedzeniu, miała możliwość zademonstrowania sceny.
  • Niech będzie zatem – Krzysiek ucieszył się, że wszyscy w aucie świetnie się bawią – przyjmijmy którąś z wersji, choć o tym, co jeszcze ma wspólnego wycieczka z Tobą, powiem Ci Oliwia już na miejscu i wtedy też odpowiem na Twoje pytania.
  • Chętnie pomyszkujemy i w piwnicach – Jakub zakładał, że znajdzie ciekawostki również dla siebie.
  • Pogoda nam nie za bardzo sprzyja – Joanna też coraz bardziej przekonywała się do spacerów wśród ruin.

Morze Grzechu 
Pływam w nim i nurkuję 
Mój umysł jest w potrzebie, więc moje ciało się odżywia i to utrzymuje mnie przy życiu 
Jest coraz lepiej, gdy robi się coraz bardziej mokro. 
Morze Grzechu wie, gdzie byłeś, ale ja nie obchodzi mnie 
Morze Grzechu, na dobre i na złe, 
Mój umysł jest w potrzebie, więc moje ciało karmi się i gasi moje pragnienie. 
Wyglądasz coraz taniej, gdy toniemy coraz głębiej. 
Morze Grzechu wie, gdzie byłeś, bo... 
Byłem tam 
Tutaj, pod Bożym niebem 
Jego czujne oko 
I wszystkie kłamstwa 
Moja nagroda pocieszenia 
Morze Grzechu 
Moja druga skóra 
Mój dom z domu 
Kiedy mam wątpliwości, wyciągam ręce i nigdy nie jestem sam 
Robi się coraz bardziej mokro i coraz bardziej mokro, gdy robi się coraz lepiej. 
Sea of ​​Sin wie, gdzie byłeś, i jestem przygotowany. 
Sea of ​​ Sin wie, gdzie byłeś. 
Tak, jestem tego świadomy. 
Sea of ​ ​Sin wie, gdzie byłeś, bo ja byłem tam 
Sea of ​​Sin wie, gdzie byłeś i nie obchodzi mnie to, 
Sea of ​​Sin wie, gdzie byłeś i nie obchodzi mnie to.

(Martin Lee Gore Sea Of Sin, przekład Rafał Struga Morze Grzechu)

  Rzeczywiście, jak przystało na listopad, było mgliście i chłodno, co nie sprzyjało obserwacji „Bolkowego Gaju”, ale nawet w takich warunkach atmosferycznych pozostałości po dawnej rezydencji, prezentowały się zacnie.
  • Tak wyglądają winorośla, którym ktoś pozwala na utrzymanie się, nie przycina ich bez potrzeby, pozwala, trochę przez zaniedbanie, na swobodny rozrost – Joanna nie szczędziła opisywania szczegółów nie tylko architektonicznych.
  • Myślicie, że to słynne Świńskie winogrona? – ucieszyła się Oliwia.
  • Z pewnością na młode nie wyglądają – Jakuba wszędzie było pełno i z radością ustawiał się nie tylko do zdjęć, ale i dosiadał pięknie prezentujących się łodyg pnączy, niczym dorodnego konia.
  • Działają na wyobraźnię – Krzysiek wskazywał potęgę przyczepności wąsów rośliny – nic więc dziwnego, że przebywał tutaj słynny, przynajmniej w tym, rejonie świata filozof religijny. Może właśni na tej podstawie doznawał wizji, które potem spisywał, a których nawet księża zakazywali.
  • To wszystko w efekcie działania wina – nawet nie próbował być poważny Jakub.
  • Jak widzisz Oliwia – Krzysiek chciał powiedzieć jej na ucho o kolejnych tajemnicach zamku, ale wyszło inaczej – legendy mają to do siebie, że wynikają z czyichś historii.
  • O ukrytych gdzieś tutaj skarbach – Kuba nie ukrywał zaciekawienia – też jest napisane.
  • A nikt niczego, przynajmniej do tej pory... – Asia próbowała wzmagać zainteresowanie.
  • O tym gazety nie napiszą – Krzyśkowi wcale nie było do śmiechu – natomiast Ty możesz wszystko, a skoro komuś coś tutaj się wyobraziło, to może i Tobie...
  • Tato – Oliwia aż krzyczała z zachwytu – przecież jest o czym pisać.
  • Masz rację córko – Ojciec chciał Ją dodatkowo zachęcić – spisując swoje przeżycia, z pewnością trafi się również na rozwiązanie.
  • A atmosfera temu sprzyja – dodała Asia.
  • Jest jeszcze uwaga – Krzysiek zostawił swoją tajemnicę na koniec.
  • Widzę, że i Tobie zaprzątają głowę różne wymysły – Oliwia niczym jej Mama, wszelkiej maści opowieści traktowała jako bajanie, a Jej stosunek do ślubnego nie ciężko było ocenić.
  • Zmęczona już jesteś córko? - Krzysiek nie wiedział czy brnąć dalej w historię.
  • Opowiadaj dalej, Tato – uśmiechnęła się Oliwia, czym wprowadziła go w nastrój niepewności.
  • Przejeżdżaliśmy obok zamku w Bolkowie – kontynuował lekko zmieszany – który niektórzy traktują jako dziób. Ma to związek z tym, że wieża zamku ma charakterystyczny klin, dlatego zwana jest jako dziobowa, klinowa.
  • Podobno to jedyna taka w kraju – Jakub pomagał opowiadać, zachwycając się szczegółami i czasami wtrącał swoją uwagę – taki kształt nie jest przypadkowy, lecz strategiczny, bo miały się odbijać od wieży pociski miotane z urządzeń oblężniczych.
  • Coś o kolorach będzie? - Joanna nie wytrzymała i naprowadziła na wytłumaczenie według własnego pomysłu.
  • Cała gmina jest bardzo zielona, bo i lasy i tereny rolnicze, ale też i bogata w gospodarstwa agroturystyczne – Jakub zachęcał także do miłego spędzenia wolnego czasu – Aż chciałoby się powiedzieć, że „cudze chwalicie, a swego nie znacie”, a tutaj pod nosem takie rarytasy.
  • Zamek rzeczywiście zbudowany z łupków skalnych o zabarwieniu zielonym, ale także i czerwonym – Krzysiek chciał przytoczyć kolejną niespodziankę, choć sprawiał wrażenie, że wszystko już wie na temat omawianego miejsca.
  • Zielono – biało – czerwone – Oliwia złapała kolejną analogię, ale nie szczędziła Ojcu złośliwości – o to chodzi Tato? Ty jako Andersen czy kibic?
  • Moje teorie – Krzysiek wcale nie zniechęcony znów musiał się tłumaczyć – są moimi, ale nie wynikają tylko z wyobraźni.
  • Wszystko ma swoje podstawy – Jakubowi wcale nie było do śmiechu, a uwagi pod Krzyśka adresem także starał się wytłumaczyć na swój sposób, również stając w obronie starszego.
  • Na tunel, podobno istniejący – Krzysiek w dalszym ciągu próbował zaciekawić dziewczynkę – ktoś kiedyś natrafi.
  • Czyli skoro tam dziób – Joannie też wyraźnie zależało na pobudzenie zainteresowania Oliwii – to tutaj jedno ze skrzydeł?



    Pobuszowali jeszcze przez moment po udostępnionej przez wartownika ruinie. Dostrzegli jeszcze wiele szczegółów, nie tylko architektonicznych, z których każdy zasługiwał na opowiastkę zakończoną oczywiście pytaniami. Tych nie tylko oczekiwał, ale wręcz pobudzał zgromadzonych, do tworzenia coraz to nowych. Każda odpowiedź, każde zdanie chciał, aby były pretekstem do pracy ze swoją wyobraźnią. Bo to ona podpowiada kolejne, na pierwszy rzut oka niezauważalne dla obcych, ciekawe skojarzenia.


    Krzysiek na swój sposób zmierzył się ze swoją wizją. Najpierw diagnoza uzdrowicielska, a potem połączenie więzi, w tym przypadku rodzinnych. Zakładał coś, co mogło wynikać z Jego przeżyć. Ukierunkowany był. Jego myśli ciągnęły w jednym kierunku – uzyskanie pomocy, być może podpowiedzi na dręczące Go sprawy.

    To wszystko w ramach jednego spektaklu, który Jego zdaniem mógł właśnie temu służyć. Nie potrzebował spoglądać na mapy okolic. Wpadł na pomysł jakiś, ale czy zupełnie przypadkiem?


„Pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie...”
Jest jednak warunek – nie przestawał myśleć i snuć kolejnych wizji.


    Od tego momentu wszystko w moim życiu stanęło na drodze, która dodatkowo okraszona została: melodią i słowami. Światło nie zostało ograniczone, ani zastąpione. Uznałem, że dobrze jest we wszystkim należy się doszukiwać Prawdy. Pozwolić na to, aby Ona była na wierzchu, nawet jeśli pod przykryciem i wycofana.

...cdn...
???

Komentarze

Popularne posty