Zaburzenia? z...
Pozwól mi zabrać Cię
W podróż dookoła świata i z powrotem
I nie będziesz musiał się ruszać
Po prostu usiądź spokojnie
Teraz pozwól swojemu umysłowi chodzić
I pozwól mojemu ciału mówić
Pozwól mi pokazać Ci
ŚWIAT MOIMI OCZAMI
W podróż dookoła świata i z powrotem
I nie będziesz musiał się ruszać
Po prostu usiądź spokojnie
Teraz pozwól swojemu umysłowi chodzić
I pozwól mojemu ciału mówić
Pozwól mi pokazać Ci
ŚWIAT MOIMI OCZAMI
Zabiorę Cię na najwyższą górę
Do głębi najgłębszego morza
I nie będziemy potrzebowali map
Uwierz mi
Teraz pozwól mojemu ciału się poruszać
Do głębi najgłębszego morza
I nie będziemy potrzebowali map
Uwierz mi
Teraz pozwól mojemu ciału się poruszać
I pozwól moim dłoniom koić
Pozwól mi pokazać Ci
Świat moimi oczami
Nic więcej
Niż możesz teraz poczuć
To wszystko, co jest
Pozwól mi zabrać Cię
Na statek
Pozwól mi pokazać Ci
Świat moimi oczami
Nic więcej
Niż możesz teraz poczuć
To wszystko, co jest
Pozwól mi zabrać Cię
Na statek
W długą, długą podróż
Wszystkie wyspy na oceanie
Całe niebo jest w ruchu
Pozwól, że pokażę Ci świat
To wszystko, co istnieje
Nic więcej
Czego możesz teraz dotknąć
To wszystko, co istnieje.
Pozwól, że pokażę Ci
Świat moimi oczami.
Wszystkie wyspy na oceanie
Całe niebo jest w ruchu
Pozwól, że pokażę Ci świat
To wszystko, co istnieje
Nic więcej
Czego możesz teraz dotknąć
To wszystko, co istnieje.
Pozwól, że pokażę Ci
Świat moimi oczami.
(Martin Lee Gore World In My Eyes, przekład Rafał Struga Świat w moich oczach)
Drzwi zamknięte, a moje dwie w sumie prace, znalazły się wśród 10, które dostały się na stół przed oblicze szanownych jurorów. "Zakład" i "Shadow" przebrnęły długą drogę i zgodnie z zamierzeniem, bo rzeczywiście tego chciałem i nadal pracuję nad tym, aby ukryte w treści przekonania ujrzały światło szersze, niż tylko ekran komputera mojego. Spora była konkurencja, bo ponad 200 (dwieście) zgłoszeń napłynęło, a z pomiędzy nich aż 2 (dwie) moje dotarły do celu i wezmą udział w jeszcze jednym konkursie - wyborze. Drzwi zamknięte, bo oferty już nie napływają, a teraz przychodzi tylko czekać na rozstrzygnięcie, ale również zgodnie z zasadami regulaminów, które ustalili pomysłodawcy, mogę propagować treści i samo miejsce. Temu ma służyć - chyba - w zasadzie przedsięwzięcie. Wskazanie miejsca i zachęta do poznania miejsc. Moim szczęściem była możliwość osobistego zetknięcia się z zabytkami i nie byłbym sobą, gdybym ducha miejsc nie chciał wydobyć. To nie tylko wyobraźnia, ale rzeczywistości, czyjeś losy, zaczarowane w kamieniach, skałach, murach, etc. Powiedzieć coś od siebie - warto było i każdemu polecam. Zapoznać się z historią czyjąś i przeżyć coś swojego. To otwiera przed...
Najsłodsza doskonałość
Którą mogę nazwać swoją
Najmniejszą korektą
Nie da się doszlifować
Najsłodsza infekcja ciała i umysłu
Najsłodszy zastrzyk wszelkiego rodzaju
Zatrzymuję się i za bardzo się gapię
Boję się, że za bardzo mi zależy
I prawie nie mam odwagi dotknąć
Ze strachu, że
Zaklęcie może zostać złamane
Kiedy potrzebuję w sobie narkotyku
I to wydobywa ze mnie bandytę
Czuję, że coś mnie szarpie
Wtedy chcę prawdziwej rzeczy, a nie ...
Najsłodszej doskonałości
Rzeczy, których się spodziewasz
Wpływają na mnie
Przechodzą niezauważenie
Ale wszyscy wiedzą, co mnie ma
Porywa mnie całkowicie
Dotyka tak słodko
Sięga tak głęboko
Wiem, że nic mnie nie powstrzyma
Najsłodsza doskonałość
Złożono ofertę
Różnorodna kolekcja
Ale nie zamieniłbym się na najsłodszą doskonałość
Zabiera mnie całkowicie
Dotyka tak słodko
Sięga tak głęboko
Nic nie jest w stanie mnie zatrzymać.
(Martin Lee Gore Sweetest Perfection, przekład Rafał Struga Najsłodsza doskonałość)
Ryzyko jest zawsze. Niektórzy twierdzą, że jest ryzyko - jest zabawa, a zatem i ja nie mam czego się lękać i trwożyć. To jest temat na kolejną rozprawkę, na kolejne rozważanie. Ważne - kręci się dalej, a ja wciąż mogę. Skojarzenia to przekleństwo powtórzę znów.
Odbiór może być różny. Zależnie od ... wszystkich czynników zewnętrznych, tyle wystarczy. Opierać się na kolejnych - nie ma sensu. Warto jednak spojrzeć na rzeczywistość i zdefiniować zarzuty, żeby wiedzieć, że zdań jest wiele. Jest nas 10mld (ludzi na globie), a zatem i myśli wiele, bo biorąc poprawkę na kopiowanie, na bezmyślne przytakiwanie, nie ma sensu przejmować się opinią, warto wiedzieć, że mogą być różne... I tak:
Przemocowiec to człowiek z zaburzeniami funkcjonowania społecznego, potocznie nazywany nawet psychopatą lub socjopatą. Nie ma dymu bez ognia. Wszystko jest następstwem czegoś, a i samo rodzi konsekwencje, a zatem z tymi ocenami bywa różnie - są - tylko tyle. Człowiek taki znęca się nad ofiarą, ponieważ sprawia mu to przyjemność. Pożywieniem staje się czyjś strach. Cale jest uzyskanie maksymalnej kontroli.
A zatem - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - kolejna prawda.
Twój osobisty Jezus,
który słyszy
Twoje modlitwy
Ktoś, kto zawsze się o Ciebie troszczy
Twój osobisty Jezus
Ktoś, kto jest obok
Czuje się nieznany
A przez to czujesz, że jesteś sam
A to On
Osobisty Jezus
Z ciała i kości.
Weż oddech
Rzeczy na Twojej klatce piersiowej
Musisz wyznać.
Osobisty Jezus
Wiesz, że przebaczy.
Wyciągnij rękę i dotknij wiary.
(Martin Lee Gore Personal Jesus, przekład Rafał Struga Osobisty Jezus)
W
2009r weszła w życie Ustawa o zmianie Ustawy Kodeks Cywilny.
Nowelizacja zmienia jedynie 5 artykułów w zakresie prawa spadkowego
(z kilkudziesięciu) wprowadza spore zamieszanie, zmienia bowiem
porządek dziedziczenia i znacząco rozszerza grono spadkobierców
ustawowych, dopuszczając do spadku między innymi dziadków
spadkodawcy i ich zstępnych (wujostwo spadkobiercy i jego kuzyni). W
praktyce oznacza to, że mniejszą szansę na objęcie spadku przez
Skarb Państwa, ale też większe (niż do tej pory) rozbicie spadku
(im więcej osób dziedziczy, tym mniejsze są ich udziały).
Inną
sprawą, na którą (z subiektywnego podejścia do tematu) poruszę w
innym objaśnieniu są rozporządzenia testamentowe, kwestie związane
z zachowkiem i działem spadku pomiędzy spadkobiercami. To jest
temat na inny raz.
Cd
Cd
Nosisz poczucie winy
Jak kajdany na Twoich stopach
Jak aureolę na odwrót
Czujesz dyskomfort na Twoim siedzeniu
A w Twojej głowie jest gorzej
Tam jest ból
Glód w Twoim sercu
Ból bycia wolnym
Czy nie widzisz?
Wszystkie luksusy miłości
Są tutaj
Dla Ciebie
Dla mnie
I kiedy nasze światy rozpadają się
Kiedy runą mury
Choć możemy na to zasłużyć
Będzie warto!
Weż swoje łańcuchy
Twoje usta tragedii
I wpadnij w ramiona
Kiedy nadejdą ściany
Możemy zasłużyć
Będzie warto!
(Martin Lee Gore Halo, przekład Rafał Struga Aureola)
Żono,
poddaj się mężowi; mężu, bądź gotów umrzeć za żonę. Wywiad
z Costanzą Miriano.
Zdałam
sobie sprawę, że jeśli chcę być szczęśliwa w moim małżeństwie
i jeśli chcę sprawić, by mój mąż również był szczęśliwy,
muszę nauczyć się szanować jego odmienność ode mnie i przestać
próbować go zmieniać. Św. Paweł Paweł prosi mężów, aby byli
gotowi umrzeć za swoje żony. Jest to wzajemne umieranie dla siebie,
dla siebie nawzajem, chrześcijańskie małżeństwo. Żona musi
próbować umrzeć dla swojej woli kontrolowania, mąż musi umrzeć
dla swojego egoizmu, swojej miłości do wygody. W rzeczywistości
dwoje małżonków musi być w stanie wybaczyć sobie nawzajem,
wybaczyć sobie tak wiele, wzajemnie, za to, że nie zawsze są w
pełni tacy, jak oczekuje tego druga strona. Z drugiej strony, nie
oznacza to poświęcenia własnej woli, ale podjęcie decyzji o
dostosowaniu jej do woli Boga. Nie oznacza to wykastrowania się,
wyrzeczenia się, posiadania mniej. Oznacza więcej, oznacza rozkwit,
oznacza bycie płodnym i zdolnym do czegoś wiecznego – mówi
włoska autorka Costanza Miriano.
Wywiad
został przeprowadzony przez Redaktorów Stowarzyszenia „Przybądźcie
wierni”
i został opublikowanie na stronie internetowej Stowarzyszenia.
Costanza
Miriano jest
mężatką i matką czworga dzieci.
Ukończyła
literaturę grecką i łacińską, a obecnie pracuje jako
dziennikarka dla Rai (włoskiej telewizji publicznej). Pisze również
dla gazet jako freelancer o rodzinie, edukacji, związkach miłosnych
i współpracuje z Papieską Radą ds. Jej blog miał ponad trzy
miliony kontaktów w ciągu dwóch lat.
Napisała
książki: „Wyjdź za mąż i poddaj się. Ekstremalne przeżycia
dla nieustraszonych kobiet.” i „Poślub ją i bądź gotów za
nią umrzeć. Prawdziwi mężczyźni dla nieustraszonych kobiet”,
które sprzedały się we Włoszech w około 70.000 egzemplarzy i
zostały przetłumaczone na kilka języków: hiszpański, francuski,
portugalski, polski i słoweński. „Wyjdź za mąż i poddaj
się. Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych kobiet.” to zbiór
listów adresowanych do przyjaciół, głównie kobiet, dotyczących
różnic między kobietami i mężczyznami, narzeczeństwa,
małżeństwa, życia rodzinnego, otwartości na życie, posiadania
dzieci, wychowywania dzieci, przeżywania seksu jako daru od Boga.
Napisane
ze swadą listy mogą być odbierane jako zabawnie (w niektórych
księgarniach książki trafiają do działu z humorem), ale ich
treść jest bardzo poważna: to właściwie myśl Kościoła. Tytuł
książki jest inspirowany listem św. Pawła do Efezjan.
Św.
Paweł naucza, że kobiety powinny starać się być uległe. Myślę,
że oznacza to, że muszą być otwarte, ciepłe i cierpliwe. To nie
jest słaba postawa, ale wręcz przeciwnie, ponieważ kobiety są
silne i stabilne, przyjazne i łatwe do poślubienia, są w stanie
tworzyć dobre relacje z ludźmi. Kobiety, które są głęboko
związane ze swoją naturą, są naprawdę szczęśliwe i mogą
rodzić nowe życie, czy to w sposób biologiczny, czy duchowy.
„Poślub
ją i bądź gotów za nią umrzeć. Prawdziwi mężczyźni dla
nieustraszonych kobiet” to zabawna refleksja na temat różnic
między mężczyznami i kobietami, różnych języków, którymi
mówią, różnych sposobów myślenia (mężczyzna robi tylko jedną
rzecz na raz, kobiety tak wiele!). Podczas gdy kobiety mają
tendencję do przejmowania kontroli nad związkiem (nad czym muszą
pracować), mężczyźni mają tendencję do samolubstwa, drzemania
na kanapie i nie zwracają uwagi na to, co mówią kobiety.
Kobieta
powinna być lustrem dla swojego mężczyzny, powinna dawać mu
piękne wyobrażenie o sobie, zachęcać go i pokazywać mu wszelkie
możliwe dobro, aby mógł znaleźć siłę, by poświęcić swoje
życie dla niej i dla dzieci.
Ponieważ
mężczyźni zwykle nie lubią otrzymywać rad, zwłaszcza od swoich
żon, na końcu każdego rozdziału czytelniczka znajdzie rodzaj
prezentu, który może podarować swojemu mężczyźnie, aby
zrozumiał przesłanie rozdziału: bycie prawdziwym mężczyzną,
bycie autorytatywnym, bycie dobrym ojcem, bycie odważnym.
Czekam, aż zapadnie noc
Wiem, że to nas wszystkich uratuje
Kiedy wszystko jest ciemne
Trzyma nas z daleka od surowej rzeczywistości
Wiem, że to nas wszystkich uratuje
Kiedy wszystko jest ciemne
Trzyma nas z daleka od surowej rzeczywistości
Czekam, aż zapadnie noc
Kiedy wszystko będzie znośne
I tam, w ciszy
Jedyne, co czujesz, to spokój
Na niebie jest gwiazda, która swoim światłem prowadzi mnie w blasku księżyca
Wiedz, że moje wybawienie wkrótce nadejdzie
Jedyne, co czujesz, to spokój
Na niebie jest gwiazda, która swoim światłem prowadzi mnie w blasku księżyca
Wiedz, że moje wybawienie wkrótce nadejdzie
Czekam, aż zapadnie noc
Wiem, że ona nas wszystkich ocali
Wiem, że ona nas wszystkich ocali
Kiedy wszystko jest ciemne
Trzyma nas przed surową rzeczywistością
Trzyma nas przed surową rzeczywistością
Czekam, aż zapadnie noc
Kiedy wszystko będzie znośne
Kiedy wszystko będzie znośne
I tam, w ciszy
Wszystko, co czujesz, to spokój
W ciszy słychać dźwięk
W ciszy słychać dźwięk
Ktoś zbliża się do krzywdy
Przykładam dłonie do uszu
Tu jest łatwiej po prostu
Tu jest łatwiej po prostu
Po prostu zapomnij o strachu
I kiedy zmrużyłem oczy
Świat
wydawał się zabarwiony na różowo
I anioły zdawały się
zstępować
Ku mojemu zaskoczeniu
Z półprzymkniętymi oczami
Wszystko wyglądało jeszcze lepiej niż wtedy, gdy były otwarte
Czekałem, aż zapadnie noc
Wiedziałem, że to nas wszystkich
uratuje
Teraz wszystko jest ciemne
Odrywa nas od surowej
rzeczywistości
Czekałem, aż zapadnie noc
Teraz wszystko jest
znośne
A tutaj, w ciszy
Wszystko, co czujesz, to spokój.
(Martin Lee Gore Waiting For The Night, przekład Rafał Struga Czekając na Noc)
Stowarzyszenie: Dotychczas
na język polski zostały przetłumaczone dwie Pani książki: „Wyjdź
za mąż i poddaj się. Ekstremalne przeżycia dla nieustraszonych
kobiet.” i „Poślub ją i bądź gotów za nią umrzeć.
Prawdziwi mężczyźni dla nieustraszonych kobiet”, w których
podejmując tematykę małżeństwa i rodziny zdecydowanie opowiada
się Pani za zachowaniem hierarchii w małżeństwie – wręcz
wprost stwierdza Pani, że żona powinna być podporządkowana mężowi
nawet dzisiaj w XXI w. W drugiej z wymienionych książek
znajdujemy następujące wyznanie: „Za każdym razem, gdy tylko mam
ku temu okazję, mówię moim przyjaciółkom, znajomym, a czasem
nawet kobietom mijanym na ulicy, by się poddały, by dobrowolnie i
świadomie zdecydowały się stanąć ‘poniżej’”. Dlaczego tak
zdecydowanie apostołuje Pani za takim modelem małżeństwa jaki
dzisiaj jest w Europie i w świecie Zachodu tak bardzo niepożądany,
wyśmiewany a nawet zwalczany?
Costanza
Miriano:
Kiedy wyszłam za mąż, ja również nie chciałam, by na naszym
ślubie czytano List św. Pawła do Efezjan, ponieważ samo
słowo „uległy” wywoływało we mnie złość. Potem po prostu
spojrzałam na rzeczywistość, ponieważ my, chrześcijanie, w
przeciwieństwie do feministek, w przeciwieństwie do bojowników
ruchów homoseksualnych, w przeciwieństwie do wszystkich tych,
którzy wierzyli w totalitarne narracje, nie jesteśmy ideologiczni.
Patrzymy na rzeczywistość i szukamy Prawdy (którą jest osoba). I
tak, patrząc na rzeczywistość i doświadczając trudności we
wczesnych dniach małżeństwa, wyraźnie widziałam w sobie
pragnienie „ulepszania” mojego męża, ciągłego mówienia mu,
co powinien robić i jak. Rozmawiając z przyjaciółkami i innymi
kobietami odkryłam, że jest to pokusa, która dotyka nas
wszystkich. My, kobiety, obdarzone dużym „radarem”, czyli
zdolnością rozumienia, wyczuwania, odgadywania innych, w związkach
mamy władzę i często ulegamy pokusie – przynajmniej ja – by
korzystać z niej bez szacunku dla mężczyzny. Zdałam sobie sprawę,
że jeśli chcę być szczęśliwa w moim małżeństwie i jeśli
chcę sprawić, by mój mąż również był szczęśliwy, muszę
nauczyć się szanować jego odmienność ode mnie i przestać
próbować go zmieniać. W uległości nie chodzi o władzę, ma ona
związek z miłością, z przyjmowaniem, akceptowaniem drugiej osoby
w jej odmienności od nas, a nie z rolami społecznymi, z
pytaniem, kto gotuje, kto sprząta lub kto decyduje o tym, jak
zarządzać domem. Małżeństwo jest podróżą wzajemnego
nawrócenia, celem jest stanie się jedną duszą, w jednym ciele, a
to wymaga pracy nad sobą, ale przede wszystkim łaski Bożej. Świat
nie może zrozumieć niczego, co właśnie powiedziałam, ponieważ
rozumuje według księcia tego świata. A zatem w kategoriach władzy.
Nie rozumie też, co oznaczają słowa miłość, nawrócenie, łaska…
dlatego tak wielu zostało zgorszonych (nawet mnie zadenuncjowali!)
Przybądźcie Wierni:
Zadenuncjowali Panią?! To brzmi niesamowicie! Może Pani to
wyjaśnić?
Costanza Miriano:
Tak, hiszpańskie tłumaczenie mojej książki wzbudziło wielkie
kontrowersje, być może dlatego, że wydawnictwo, które ją
opublikowało, było powiązane z arcybiskupstwem Granady, które
było przedmiotem wielkich polemik w związku z pewnymi wypowiedziami
arcybiskupa, który – jak przypuszczam – zdefiniował aborcję
jako akt przemocy. Tak więc hiszpańska prokuratura generalna
wszczęła dochodzenie w sprawie mojej książki, pytając, czy nie
jest ona, jak łatwo się domyślić, obroną przemocy względem
kobiet! Nie wiem, jak działa wymiar sprawiedliwości w Hiszpanii, to
znaczy, czy było to spowodowane skargą, czy też inicjatywą
prokuratury. W każdym razie, ilekroć mam zły humor lub myślę, że
robię coś bezużytecznego, myślę o biednym sędzim, który został
zmuszony do przeczytania moich książek i wysłuchania
wszystkich historii o dziecięcych wymiocinach i niedopasowanych
skarpetkach, szukając śladów przestępstwa. Za bardzo mnie to
śmieszy.
Przybądźcie Wierni:
Nie taki znowu biedny ten sędzia. Czytanie Pani książek może być
pożyteczne dla jego duszy. Ale wracając do tego co Pani powiedziała
wcześniej – to znaczy, że wszystkie kobiety mają pokusę,
tendencję do ulepszania swoich mężów bez szacunku dla mężczyzny.
Wynika z tego, że ta skłonność jest jakby właściwością natury
kobiecej. Kościół wynosząc małżeństwo do godności sakramentu
nie pominął problemu jakim jest naturalna u niewiast skłonność
do zaborczości – do narzucania bliźnim swojej woli lub ograniczeń
i znalazł remedium na te kobiece skłonności do dominacji w postaci
nakazu podporządkowania się żony mężowi. Postanowił, że
małżeństwo katolickie ma być wzorowane na oblubieńczym związku
Chrystusa z Kościołem, w którym żona będąca odzwierciedleniem
Kościoła ma się podporządkować mężowi, który z kolei na wzór
Chrystusa, będącego głową Kościoła, ma sprawować rządy w
rodzinie. U nas w Polsce jeszcze do 1928 r. kościelna przysięgą
małżeńska nie była dla mężczyzny i kobiety identyczna, jak to
ma miejsce obecnie, ale narzeczona wobec Boga, Kościoła i
zgromadzonych ludzi ślubowała także posłuszeństwo mężowi.
Jeszcze w 1930 r. papież Pius XI w encyklice Casti Connubii
zdecydowanie przypominał, że podległość żony mężowi jest
elementem konstytutywnym w małżeństwie a posłuszeństwo uznawał
nawet za jeden ze składowych wierności małżeńskiej. Czy mogłaby
Pani to skomentować?
Costanza Miriano:
Nie znałam tej specyfiki kościelnej przysięgi małżeńskiej w
Polsce, a uważam ją za bardzo ciekawą i piękną! Chciałbym
jednak wyjaśnić jedną rzecz, która nie jest tylko szczegółem,
ale istotą. Chrystus jest, oczywiście, głową Kościoła, ale dla
Ewangelii królować znaczy służyć. Chrystus właśnie dlatego, że
jest głową, umarł na krzyżu. Jego królowanie to bycie sługą aż
do najwyższego poświęcenia. Mógł nie zostać złapany ani
osądzony, mógł zejść z krzyża w każdej chwili, ale
zamiast tego uosabiał Sługę Jahwe, to znaczy niewinnego, który
bierze na siebie zło innych. Tego samego wymaga się od mężów.
Dlatego Paweł prosi mężów, aby byli gotowi umrzeć za swoje żony.
Jest to wzajemne umieranie dla siebie, dla siebie nawzajem,
chrześcijańskie małżeństwo. Żona musi próbować umrzeć dla
swojej woli kontrolowania, mąż musi umrzeć dla swojego egoizmu,
swojej miłości do wygody. Świat jest zgorszony moimi książkami,
ponieważ interpretuje wszystko w bardzo ludzki sposób, w kluczu
relacji opartych na władzy. Tymczasem dla nas, chrześcijan,
małżeństwo jest drogą do uświęcenia!
Słowa takie jak przemoc
Przełamują ciszę
Wpadają w mój mały świat
Bolesne dla mnie
Przebij mnie na wylot
Nie rozumiesz?
Och, moja mała dziewczynka
Wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem
Wszystko, czego
kiedykolwiek potrzebowałem
Jest tutaj, w moich ramionach
Słowa są
bardzo niepotrzebne
Mogą tylko wyrządzić krzywdę
Wypowiedziane
przysięgi, że zostaną złamane
Uczucia są intensywne
Słowa są
trywialne
Przyjemności pozostają
Tak samo ból
Słowa są bardzo
niepotrzebne. Mogą tylko wyrządzić krzywdę.
Ciesz się ciszą.
(Martin Lee Gore Enjoy The Silence, przekład Rafał Struga Ciesz się ciszą)
Przybądźcie Wierni:
Z tego co Pani mówi wynika, że zarówno żona jak i mąż muszą
umrzeć w pewnych obszarach swojego „ja” – kobieta w obszarze
chęci kontrolowania a mężczyzna w obszarze miłości własnej. A
więc muszą niejako „zaprzeć się samych siebie” (por. Mk 8,
34) żeby stworzyć dobry (katolicki) związek małżeński. Czy to
nie jest zatem zachęta do heroizmu dla obojga, szczególnie dzisiaj
gdy świat proponuje mężczyznom i kobietom samorealizację,
samouwielbienie a ostatnio nawet „samozdefiniowanie”?
Costanza Miriano:
Z pewnością jest tak, jak mówisz, chrześcijańskie małżeństwo
jest umieraniem dla samego siebie, ale z drugiej strony jest tym, o
co prosi się każdego chrześcijanina, który chce podążać za
Ewangelią. Powiedzmy, że dziś ta prośba brzmi bardziej szokująco
dla współczesnych uszu, ponieważ jeszcze kilkadziesiąt lat temu
społeczeństwo burżuazyjne stanowiło rodzaj egzoszkieletu, który
nauczył nas powstrzymywać, kształtować pragnienia. Imperatyw
w żadnym wypadku nie brzmiał „szukaj siebie” i „spełniaj
wszystkie swoje pragnienia”, jak ma to miejsce dzisiaj. Bardziej
naturalne było więc zaakceptowanie pewnych poświęceń, których
wymaga życie rodzinne. Nie mogę nawet powiedzieć, co było to
lepsze, co gorsze: nie jest dobrze wybierać pewne rzeczy, dlatego,
że społeczeństwo cię do tego zobowiązuje. O wiele lepiej
jest je przyjąć, ponieważ rozumiesz, że prowadzą one do
spotkania z Bogiem i do pełnego szczęścia. Ale oczywiście
rezultat jest taki, że dziś coraz trudniej jest znaleźć tych,
którzy podejmują tę drogę w wolności. We Włoszech liczba
małżeństw, zwłaszcza chrześcijańskich, drastycznie spada
każdego roku.
Przybądźcie Wierni:
Ale czy nie jest niebezpiecznym przyjmować pewne wzorce zachowań i
modele życia w oparciu o nasz własny wybór – subiektywnie
wybór dokonany na podstawie rozeznania własnego rozumu i własnego
sumienia a de facto na podstawie przyjęcia ładnie opakowanej
propozycji tego świata? Wydaje się, że dzisiaj zarówno rozum
współczesnego człowieka uległ degradacji (**) jak i sumienie
zostało zdeprawowane (***). Czy nie bezpieczniej duchowo jest
zrezygnować z tej wolności i powrócić także w tym aspekcie
(przyjęcie sposobu życia) do posłuszeństwa – posłuszeństwa
wielowiekowemu nauczaniu Kościoła w zakresie moralności, nauki o
małżeństwie, czystości, miłości, ofierze z własnej wolnej woli
**
– m. in. przez przymusowy państwowy system edukacji skonstruowany
tak jakby Boga w ogóle nie było, przez przyzwyczajanie społeczeństw
do akceptacji absurdalnych rozwiązań prawnych, społecznych,
kulturowych, sanitarnych
***
– np. poprzez przyzwyczajanie mas do akceptacji zabijania
niewinnych i bezbronnych
Costanza Miriano:
Uważam, że bardzo niebezpieczne jest dokonywanie wyborów wyłącznie
w oparciu o nas samych, ponieważ sam człowiek nie jest zdolny do
całkowitej miłości, która jest wieczna, zdolna do stawienia czoła
trudnościom zewnętrznym, elementom obiektywnym, a także
subiektywnym, czyli zmianom serca. Mówi o tym Ewangelia: sam Jezus
mówi, że nie możemy nazywać tego dobrem, ponieważ tylko Bóg nim
jest. Znaczenie sakramentu małżeństwa polega właśnie na tym, aby
prosić Boga o łaskę miłości, błagać, aby uczynił nas zdolnymi
do kochania tak, jak kocha Chrystus, to znaczy miłością w
kształcie krzyża, nie zawsze odpowiadającą naszym oczekiwaniom. W
rzeczywistości dwoje małżonków musi być w stanie wybaczyć sobie
nawzajem, wybaczyć sobie tak wiele, wzajemnie, za to, że nie zawsze
są w pełni tacy, jak oczekuje tego druga strona. Z drugiej strony,
nie oznacza to poświęcenia własnej woli, ale podjęcie decyzji
o dostosowaniu jej do woli Boga. Nie oznacza to wykastrowania
się, wyrzeczenia się, posiadania mniej. Oznacza więcej, oznacza
rozkwit, oznacza bycie płodnym i zdolnym do czegoś wiecznego.
Przybądźcie Wierni:
To co Pani mówi to wspaniały ideał życia zanurzonego w Bożej
rzeczywistości, ale świat coraz bardziej ucieka od Pana Boga,
odrzuca perspektywę wieczności – co więcej – Kościół
katolicki coraz wyraźniej niestety podąża za tym światem. Zarówno
we Włoszech jak i w Polsce liczba małżeństw spada, ilość
rozwodów wzrasta, ale także z roku na rok w Polsce bardzo
szybko rośnie liczba orzeczeń o nieważności małżeństw
sakramentalnych przez sądy kościelne. W jaki sposób, Pani zdaniem,
można dzisiaj przekonać współczesnego, sytego i zadowolonego z
siebie człowieka (nawet tego „chodzącego w niedzielę do
kościoła”) do jakichkolwiek wyrzeczeń – zwłaszcza w obliczu
obecnego zamętu doktrynalnego i moralnego w Kościele, kiedy coraz
ciszej i rzadziej słychać nauczanie o konieczności podejmowania
krzyża przez wiernych, kiedy nawet coraz mniej podkreśla się
ofiarny charakter Mszy Świętej?
Costanza Miriano:
Z bólem odbieram te słowa, aczkolwiek pocieszają mnie w pewnym
sensie: my, Włosi, patrzymy na was, Polaków, z wielkim szacunkiem
za waszą powagę w wierze, więc widząc, że wiatr kryzysu wieje
również w waszym kraju, czuję się mniej osamotniona… Cóż,
twoje pytanie jest warte tysiąc milionów, jest to coś, za co warto
oddać życie: wiemy, że jest wielu naszych braci w wierze, którzy
zginęli, aby dać świadectwo, że Bóg naprawdę zbawia. Co nie
oznacza tylko, że zbawia w wieczności, ale że ratuje życie
również teraz, tu na ziemi. Czyni je piękniejszym, lżejszym,
bardziej owocnym, radośniejszym. Sprawia, że możliwe, wręcz
piękne, jest dźwiganie jarzma, które spoczywa na każdym, a więc
i na małżonkach. Jak o tym dawać świadectwo?
Powiedziałabym, że żyjąc tym i próbując powiedzieć o tym
przyjaciołom, a następnie wymyślając nowe sposoby.
Próbowałam pisać książki i przez dziesięć lat jeździłam po
parafiach w całych Włoszech, myślę, że przekroczyłam już
pięćset; ale oczywiście można wymyślić wiele nowych sposobów.
Z pewnością trzeba iść w świat, szukać ludzi dom po domu. Ale
bez rozwadniania prawdy: bez Chrystusa nie jesteśmy w stanie być
dobrzy, nie jesteśmy w stanie kochać, nie jesteśmy w stanie być
szczęśliwi.
Miałeś coś do ukrycia
Powinieneś to ukryć, prawda
Teraz nie jesteś usatysfakcjonowany
tym, przez co przechodzisz
Czas zapłacić cenę za to, że nie
słuchałeś rad i decydowałeś w młodości
O polityce prawdy.
Teraz wszystko mogłoby być zupełnie inne
Kiedyś było tak
cywilizowane
Zawsze będziesz się zastanawiać, jak by to było,
gdybyś tylko skłamał
Jest już za późno na zmianę wydarzeń
Czas stawić czoła konsekwencjom
Za dostarczenie dowodu
W polityce
prawdy.
Nigdy więcej. to jest to, co przysięgałeś
Czas wcześniej
Nigdy więcej nie jest tym, co przysięgałeś
Czas wcześniej
Teraz
stoisz tam ze związanym językiem
Lepiej naucz się dobrze swojej
lekcji
Ukryj to, co masz do ukrycia
I powiedz, co masz do powiedzenia
Zobaczysz swoje problemy się mnożą
Jeśli ciągle zdecydujesz się
wiernie realizować politykę prawdy
Nigdy więcej nie jest tym, co
przysięgałeś
Przedtem
Nigdy więcej nie jest tym, co przysięgałeś
Poprzednio.
(Martin Lee Gore Policy Of Truth, przekład Rafał Struga Polityka Prawdy)
Przybądźcie Wierni:
Bardzo dziękujemy za miłe słowa na temat Polski. Patrząc jednak
na upadek wiary (i moralności) u bardzo wielu młodych Polaków
obawiamy się o przyszłość. Dlatego właśnie założyliśmy nasze
stowarzyszenie aby choć odrobinę przyczynić się do wzmocnienia
przekazu wiary następnym pokoleniom. I szukamy sposobów,
inspiracji… Czy mogłaby Pani nieco więcej powiedzieć o tej
wielkiej pracy, walce duchowej jaką Pani podjęła i wykonuje.
Szczególnie interesujące mogą być dla nas dwa jej aspekty: Jak
udaje się Pani godzić życie rodzinne, obowiązki żony i matki,
pracę dziennikarską z tak licznymi wyjazdami do parafii (jak można
obliczyć z częstotliwością około raz na tydzień!)? I czy Pan
Jezus potwierdził na przestrzeni tych wielu lat Pani pracy w jakiś
sposób, że Pani świadectwo i przykład życia powodują zmianę
sposobu życia konkretnych osób?
Costanza Miriano:
Jeśli chodzi o podróżowanie, staram się wsiąść do ostatniego
możliwego pociągu lub samolotu, aby dotrzeć do miasta docelowego
na minutę przed rozpoczęciem (a czasem nawet po rozpoczęciu!)
mojego spotkania. A jeśli naprawdę muszę spać poza domem (czasami
wracam w nocy, jeśli miasto jest oddalone o mniej niż trzy godziny
jazdy), następnego ranka wybieram pierwszy możliwy środek
transportu, często muszę wstawać w środku nocy, aby być w pracy
na czas. Powiedzmy, że rezygnuję z czasu dla siebie, a nie dla męża
i dzieci. Mój mąż mnie wspiera, również dlatego, że dzieci są
już dorosłe (dwoje w wieku ponad 20 lat, z których jedno mieszka z
dala od domu) i jeśli przegapię wieczór, są szczęśliwe (mogą
jeść na kanapie, zostawiać rzeczy w bałaganie, rozmawiać przez
telefon komórkowy, nikt im nie przeszkadza!). Mocno wierzę w sens
pracy w tym apostolacie i mam nadzieję, że jest ona pożyteczna. Z
pewnością czerpię z tego również trochę osobistej
satysfakcji, ale naprawdę wierzę, że zetknięcie się z żoną i
matką, która daje świadectwo normalnego życia z jego trudnościami
i radościami, która czerpie jego sens z wiary, jest bardzo cenne
dla tych, którzy przychodzą na spotkania. Po spotkaniu zostaję
przez długi czas, słuchając ludzi, i wielu mówi mi, że
rozpoznają siebie w mojej historii, w dynamice relacji ze swoim
mężem, wiele osób mówi, że nie słyszą już prawie wcale o
różnicy między mężczyzną a kobietą i że czynią (podczas
spotkań) wiele przydatnych spostrzeżeń. Ktoś po daniu świadectwa
decyduje się na zawarcie ślubu, ktoś decyduje się na wytrwanie ze
współmałżonkiem, ktoś decyduje się na kolejne dziecko (podobno
po Włoszech biega trochę małych dziewczynek o imieniu
Costanza). No i jest jeszcze Klasztor Wi-Fi, (Monastero Wi-Fi po
włosku), który miał być spotkaniem modlitewnym kilkunastu
przyjaciół, a zebrało się nas 3500 osób, tak, że musieliśmy
prosić o gościnę w bazylice św. Piotra (i wszyscy poszli najpierw
pomodlić się przy grobie św. Jana Pawła II!)
Przybądźcie Wierni:
Jesteśmy pod wielkim ważeniem świadectwa Pani życia – jeśli
Pani, pozwoli wrócimy do tego wątku naszej rozmowy za chwilę. Ale
teraz chcielibyśmy zapytać o wspomniane przez Panią Monastero
Wi-Fi – z lektury strony internetowe
wynika,
że powstała całkiem niedawno i że to absolutnie niezwykła
inicjatywa. Czy mogłaby Pani powiedzieć kilka słów o Monastero
Wi-Fi szczególnie w kontekście Pani udziału w tej inicjatywie?
Costanza Miriano:
A więc tak to się potoczyło. Podróżując po Włoszech od parafii
do parafii przez wiele lat, nawiązałam dużo przyjaźni i
wysłuchałam wiele wypowiedzi na temat tęsknoty za życiem duchowym
(i nie tylko). Latem 2018 roku cztery przyjaciółki odwiedziły mnie
nad morzem, gdzie przebywałam z piątą przyjaciółką, która
użyczyła mi swojego domu (tylko wśród chrześcijan zdarzają się
takie cudowne rzeczy!) i wyraziły pragnienie spędzenia dnia na
wspólnej modlitwie i słuchaniu katechez, ponieważ nie zawsze
znajdowały tak wiele możliwości w swoich miastach, a wszystkie
starały się żyć zgodnie z planem życia, który nakreśliłam w
moim „Podręczniku duchowej niedoskonałości”, w książce
zatytułowanej „Si salvi chi vuole” (Ratuj się, kto chce).
Opowiedziałam, jak można prowadzić poważne życie z duchowego
punktu widzenia, nawet przy tak wielu zobowiązaniach, jakie my,
świeccy, wszyscy mamy, próbując żyć jako chrześcijanie
w świecie. Napisałam, że filarami takiego życia są
słuchanie Słowa Bożego, modlitwa, spowiedź, Eucharystia i post.
Postanowiliśmy spotkać się na jeden dzień w Rzymie w gronie
przyjaciół na modlitwie, różańcu, Mszy Świętej i pięknej
katechezie. W trakcie organizacji pomyślałem, aby napisać o tym na
blogu, aby dotrzeć, jak sądziłam, do co najmniej kilkunastu
subskrybentów. Zapisało się ponad dwa tysiące osób. W miarę jak
liczba uczestników rosła, szukałam coraz większych przestrzeni,
aby pomieścić wszystkich, i tak w końcu dotarliśmy do bazyliki
św. Jana na Lateranie, potem do św. Pawła za Murami i
wreszcie do bazyliki św. Piotra w Watykanie. 14 października
tematem spotkania będzie Eucharystia, a kazania wygłoszą kapłani
z różnych ruchów i zakonów. Mój udział, poza krótkim
powitaniem, jest tylko organizacyjny: tworzę program spotkania, a
wraz z moimi przyjaciółkami organizujemy je, aby pomóc jak
największej liczbie osób na serio podążać ścieżką duchową, w
miłości i w przylgnięciu do Kościoła, bez którego nie możemy
być zbawieni!
Przybądźcie Wierni:
A więc Monastero Wi-Fi to również Pani dzieło! Jesteśmy pod
wielkim wrażeniem ogromnej pracy apostolskiej jaką Pani realizuje
pomimo obowiązków rodzinnych i zawodowych. Widzimy w tym wielką
siłę ducha. W Pani książce „Wyjdź za mąż…” wspomina Pani
o swoim dziadku pułkowniku, który jest dla Pani wzorem
konsekwentnego działania. Ale sama konsekwencja i upór w dążeniu
do celu nie przyniosłyby zapewne tak pięknych owoców Pani pracy
apostolskiej, gdyby nie łaska i prowadzenie Boże. Czy był może
jakiś szczególny moment w Pani życiu – moment odczytania
wezwania Bożego do działania, bo zdaje się nam, że nie jest to
tylko efekt dobrej formacji duchowej?
Costanza Miriano:
Cóż, tak, nie jest to praca na pełny etat, ale wymaga trochę
zaangażowania, również dlatego, że oprócz dużego corocznego
spotkania w Rzymie, które nazywamy Kapitułą Generalną, istnieje
potrzeba utrzymywania relacji z siecią małych lokalnych
rzeczywistości, które powstają. Obecnie istnieją grupy modlitewne
w ponad dwudziestu włoskich miastach. Ale trzeba powiedzieć, że
jesteśmy grupą, która zarządza tym wszystkim: jesteśmy siedmioma
przyjaciółkami, ale przede wszystkim jedna, Monica, trzyma stery
wszystkiego, z organizacyjnego punktu widzenia. Nie ma liderów, nie
ma szefów, to prawdziwa praca zespołowa, a raczej praca
wspólnotowa, by użyć terminu bardziej odpowiedniego dla życia
duchowego. Wszystkie jesteśmy kobietami, organizatorkami i lubię
myśleć, że staramy się przynosić owoce w munus maryjnym, który
różni się od munus Piotrowego. Jesteśmy tymi, które idą za
Jezusem i staramy się dbać o rzesze ludzi, które czasami dość
wyraźnie składają się z wielu „owiec bez pasterza”. Nie
jesteśmy pasterzami, jesteśmy tymi, którzy gromadzą owce i
prowadzą je do pasterza, ponieważ wtedy ludzie, którzy przychodzą,
przychodzą słuchać kapłanów, a nie mnie! Przechodząc do drugiej
części pytania, jeśli chodzi o mnie, nie przeżyłam uderzającego
nawrócenia, ale widziałam, jak moje życie nabrało kształtu i
przyniosło owoce, gdy powiedziałam Panu „tak” (pośród wielu
„nie”). Za każdym razem, gdy mówimy Mu „tak”, On prowadzi
nas do przynoszenia wielu owoców i to zazwyczaj tam, gdzie nie
myśleliśmy. Kiedy jednak mówimy „nie”, On jest cierpliwy,
czeka i próbuje ponownie później. Na przykład zaczęłam pisać
nie dlatego, że czułam taką potrzebę, ale dlatego, że ktoś, kto
pracował dla wydawnictwa, zaproponował mi to; modliłam się przez
długi czas, aby znaleźć miejsce, w którym moja praca przyniosłaby
dobre owoce, i ciągle prosiłam o przeniesienie, ale Pan miał inne
plany. Inny przykład: kiedy zorganizowaliśmy Dzień Rodziny we
Włoszech przeciwko związkom cywilnym, nie sądziłam, że będę
aktywnie zaangażowana, tylko pomogłam zebrać kilku moich
przyjaciół, a ostatecznie znalazłam się na scenie przed milionem
osób. Krótko mówiąc, trzeba powiedzieć Panu „tak”. Potem
stawia kogoś w pierwszym rzędzie, z kimś innym wykonuje inne
dzieła, ale zawsze wielkie, jeśli jesteśmy do dyspozycji.
Załóż to
I nie mów
ani słowa
Załóż
To, które wolę
Załóż to
I stań mi przed
oczami
Załóż to
Proszę, nie pytaj dlaczego
Czy możesz uwierzyć
w
Coś tak prostego
Coś tak trywialnego
Czyni mnie szczęśliwym
człowiekiem
Może
Czy rozumiesz
Powiedz, że wierzysz
Jak łatwo
mnie zadowolić
Bo kiedy się nauczysz
Będziesz wiedział, co
sprawia, że świat się kręci
Załóż to
Czuję tak wiele
Załóż to
Nie muszę dotykać
Załóż to tutaj przed moimi oczami
Załóż to
Bo zdajesz sobie sprawę
I wierzysz
Coś tak
bezwartościowego
Służy celowi
To czyni mnie szczęśliwym
człowiekiem
Czy nie rozumiesz
Powiedz, że wierzysz
Jak łatwo mnie
zadowolić
Bo kiedy się nauczysz
Będziesz wiedział, co sprawia
obrót świata.
(Martin Lee Gore Blue Dress, przekład Rafał Struga Niebieska Sukienka)
Przybądźcie Wierni:
A więc trzeba nam odrzucić swoje ambicje, stać się pokornym i
zdać się na wolę Bożą – to bardzo trudne dla współczesnego
człowieka, ale patrząc na Pani przykład życia – widzimy, że
jednak to jest możliwe! W tym kontekście – jednocześnie wracając
do wątku godzenia życia małżeńskiego, rodzinnego i zawodowego z
apostolstwem – prosimy o słowo otuchy i pocieszenia (a może i
rady) dla katolickich żon i matek w Polsce, które próbują godzić
życie rodzinne z zawodowym i często po latach stwierdzają, że w
dzisiejszych czasach nie sposób dobrze spełniać rolę żony,
dobrze wychowywać kilkoro dzieci i jednocześnie – pracując
zawodowo na pełnym etacie – być dobrym pracownikiem.
Costanza Miriano:
Dziękuję za to spostrzeżenie, które jest odważne, bo imperatyw
myślenia indywidualnego chce nam wmówić, że możemy wszystko, że
praca jest osiągnięciem, a życie poświęcone opiece nad bliskimi
to jakieś odzieranie z godności; chce nam wmówić, że
wszystko można robić dobrze, a dobrą matką można być robiąc
przy tym karierę. Wierzę, że bycie dobrą matką wymaga
poświęcenia kariery kiedy dzieci są małe. Ale słowo nadziei jest
takie: dzieci dorastają, a jeśli pozostałaś w świecie
pracy, nie wyłączając mózgu, to nadchodzi czas, kiedy możesz
zwiększyć swoje zaangażowanie i spróbować zrobić coś
dobrego, aby budować królestwo niebieskie również poza własną
rodziną. Oczywiście życie pracujących rodziców – zwłaszcza
jeśli pracuje się we dwoje – jest bardzo męczące, a niestety w
zachodnim systemie gospodarczym często trzeba pracować we dwoje.
Dlatego tak ważne jest, aby w centrum naszych serc był Pan, który
dźwiga z nami jarzmo, czyni je łagodnym, czyli lekkim, i nadaje
sens wszystkiemu. Dlatego tak ważne jest, aby nawet w naszym
zagmatwanym i przeładowanym życiu znaleźć chwile na modlitwę,
aby bronić się zębami i pazurami przed wszystkimi atakami
zobowiązań praktycznego życia. I jeszcze jedna mała rada:
pamiętaj, że para potrzebuje opieki, troski ze strony obojga
małżonków, a także towarzystwa innych par i rodzin. Nie damy rady
sami, musimy tworzyć małe wspólnoty rodzin, aby dotrzymywać sobie
towarzystwa w trudnych chwilach, aby pocieszać się nawzajem,
widząc, że wszyscy podejmujemy ten sam wysiłek i że tak wiele
problemów można dzielić.
Przybądźcie Wierni:
Bardzo dziękujemy, za te wskazania i rady – będziemy starać się
je wykorzystać i propagować najszerzej jak to możliwe. Serdecznie
dziękujemy za rozmowę i życzymy wszystkiego najlepszego dla Pani i
całej Pani rodziny – niech Bóg Panią prowadzi i obdarza radością
również na drodze pracy apostolskiej na rzecz małżeństwa
i rodziny!
Czysty
Najczystszy, jaki
kiedykolwiek byłem
Koniec łez
I lat pomiędzy nimi
I kłopotów,
które widziałem
Teraz, kiedy jestem czysty
Wiesz, co mam na myśli,
złamałem swój upadek.
Zakończ to wszystko, ja' zmieniłem swoją
rutynę
Teraz jestem czysty
Nie rozumiem
Jaki los jest zaplanowany
Zaczynam pojmować
Co jest w moich rękach
Nie twierdzę, że wiem
Dokąd idzie moja świętość
Po prostu wiem, że mi się podoba
Co
zaczyna się pokaż
Czasami Czysty
Najczystszy, jaki kiedykolwiek
byłem
Teraz
jestem czysty
Z biegiem lat
Wszystkie uczucia w środku skręcają
się i obracają
Gdy płyną z falą
Nie radzę
I nie krytykuję
Po
prostu wiem, co lubię
Na własne oczy
Czasami czysty
Najczystszy,
jaki kiedykolwiek byłem
Koniec z łzami
Przełamałem swój upadek
Zakończ to wszystko
Zmieniłem swoją rutynę.
(Martin Lee Gore Clean, przekład Rafał Struga Czysty)
Krzysztof Domagała "Zakład" na początku mojego starania został odrzucony przez szanownych jurorów, bo nie mieścił się w ramach określonych regulaminem. Szło o godło - pojęcie i interpretacja. Nie poczułem się dotknięty, ale włożyłem wysiłek w powstanie tego czegoś, niby dzieła...
Rafał Struga "Shadow" napisałem w osobie trzeciej. Bardziej się przyłożyłem? Odwaliłem jakąś robotę.
Mam na uwadze naukę pisania. Pobudzenie wyobraźni to jedno. Nauka języka ojczystego to drugie. Pokonanie swoich słabości to trzecie. Robię coś. Nie tylko żeby nie zwariować, ale żeby przywrócić siebie do używalności.
„...Ciebie
On z łowczych obieży wyzuje
I w zaraźliwym powietrzu ratuje
W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie
Pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie...”
Jan Kochanowski
I w zaraźliwym powietrzu ratuje
W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie
Pod Jego pióry uleżysz bezpiecznie...”
Jan Kochanowski
Rzeczy, które robisz, nie są dobre dla mojego zdrowia
Ruchy, które wykonujesz
Robisz dla
siebie
Środki, których używasz, nie mają na celu zmylić
Chociaż
tak jest,
To są te, które bym wybrał
Nie chciałbym tego inaczej
Nie pozwoliłbyś mi w żaden sposób
Niebezpieczny
Sposób, w jaki
zostawiasz mnie pragnącego więcej
Niebezpieczny
Właśnie tego cię
pragnę
Niebezpieczny
Kiedy jestem w Twoich ramionach
Niebezpieczny
Wiedz, że wyrządzę krzywdę
Kłamstwa, które mówisz
Nie mają na
celu oszukiwania
Są nie ma mnie tam, żebym uwierzył, że
usłyszałem Twoje okrutne słowa.
Wiesz już, jak wiele czasu
potrzeba, aby zobaczyć, jak cierpię.
Nie mogłem tego znieść
inaczej.
Ale jest cena, którą muszę zapłacić.
Niebezpieczny.
Właśnie
tego chcę od Ciebie
Niebezpieczny
Wiedz, że wyjdę na krzywdę
Niebezpieczny
Niebezpieczny
Niebezpieczny
Niebezpieczny
Sposób, w
jaki sprawiasz, że chcę więcej
Niebezpieczny
Właśnie tego chcę,
dla Ciebie
Niebezpieczny
Wiedz, że przyjdę
skrzywdzić
Niebezpieczny.
(David Gahan Dangerous, przekład Rafał Struga Niebezpieczny)
- Być może i wykazuję się swoją naiwnością, dziecinnością, jakby powiedziała moja była żona – nie rezygnował z bycia poważnym i jakże upartym. Nie chciał pomyśleć o tym, że mogło to Jego stanowisko stanowić nie lada przynętę dla obcej przecież kobiety.
Nie przestaję Cię słuchać – nie chciała, aby czytał Ją w sposób pogardliwy. - Tutaj, gdzie mam zamiar nas zabrać – wskazywał powoli cel wycieczki – jak głosi jedna z legend, oprócz tego, że mieści się w malowniczej, górskiej miejscowości do dzisiaj istnieje już tylko ruina budowli. Kryje ona, jak to zwykle bywa przy tego typu starych obiektach, różne tajemnice.
- Chętnie posłucham o rzeczach, którymi i Ty się interesujesz – zaciekawiła się Aneta.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Ty, żyjąca w innym środowisku, w odmiennej kulturze, w mieście, którego władze inaczej dbają o zachowane zabytki, których wielkość rzeczywiście może imponować, nie będziesz zainteresowana jakimiś gruzami, które dostarczają mi tyle radości, do których tak mnie ciągnie. - znów rozpędzał się w swoim rozpływaniu się.
- Mów dalej – wyrazem swojej twarzy okazywała coraz większe zainteresowanie i jakiś obmyślony plan.
- Mam to szczęście, że mieszkam na Dolnym Śląsku, w samej dawnej stolicy regionu, z którego wszędzie jest blisko. Tutaj aż roi się od zabytków, niektórych już zapomnianych – rozkręcał się dopiero, a wyglądał na takiego, który chce Jej opowiadać i opowiadać..
- Tajemnice, zamki, podziemia – nie udawała podziwu Aneta – co masz do powiedzenia w tej materii?
- Wiem, że skala może nie ta – nie rezygnował z podkreślenia wartości miejsca – i dla Ciebie, która mieszkasz w kraju, w którym z większym rozmachem kieruje się uwagę ku rzeczom innym, na rozrywce i na biznesach, wszystko tutaj wydaje się być małe i niepotrzebne.
- Mylisz się – wyraźnie zaprotestowała – jestem Polką, nawet Wrocławianką i nikt i nic tego nie zmieni. Jestem dumna z tego, skąd pochodzę i to, że mieszkam i uczę się w Niemczech, nie ma wpływu na moją świadomość i przywiązanie do korzeni.
- Przepraszam, nie chciałem Cię obrazić – próbował wlać odrobinę ciepła pomiędzy nich i na samą myśl zdenerwowania Jej, aż się wzdrygał – niewiele rozmawiamy o sprawach duchowych.
- To ja przepraszam – wyraźnie próbowała usprawiedliwić swoje zachowanie – cały ten czas pobytu tutaj, w Polsce jest dla mnie trudny. Wiem, że chcesz, że próbujesz choć na chwilę mnie odciągnąć od myślenia o problemach.
- Taki mam zamiar – wyraźnie wskazywał, że właśnie o Niej w ten sposób myśli – Nie rozmawialiśmy do tej pory o tego typu zainteresowaniach. Wyobraź sobie, że cel wycieczki też nie jest przypadkowy.
- Czyli ta legenda – trochę nawet się zaśmiała Aneta – ma niby coś wspólnego z sytuacją? Którą?
- Posłuchaj – próbował podzielić się swoją wiedzą, choć brylować nie chciał, to jednak zwrócić Jej uwagę właśnie na mistycyzm, z którym i Ona tam w Koloni musi mieć do czynienia. Chociażby z uwagi na podejście do niego wszystkich Niemców - chciałbym abyś i Ty poszukała unoszącego się tutaj ducha uleczania.
- Ale o co chodzi? – nie kryła coraz większej ciekawości.
- Płonina to dzisiaj miejscowość w powiecie Bolków, na obrzeżach Pogórza Kaczawskiego, funkcjonująca kiedyś jako wieś. Zachowały się tam relikty obiektu, w którym rezydowali mieszkańcy, o których z przykrością przyznaję, że nie zachowały się dokumenty źródłowe. Dzieje samego zamku traktować należy jako słabo rozpoznane. Trochę pokoloruję teraz. Wyobraź sobie siedzącego orła, który z jakiegoś powodu rozkłada skrzydła. Za jego dziób uznaję zamek, powiedzmy centralny – bolkowski, może z powodu takiego, że bardziej sławny jest, bardziej wychwalany, bardziej na nim koncentrują się wycieczki krajoznawcze, imprezy kulturalne, czy okolicznościowe, a może właśnie dlatego, że właśnie Bolków był największym z nich?
- Castle Party – przypomniała sobie Aneta – koncerty muzyki „ciemnej”, gotyckiej.
- Między innymi – nie chciał się koncentrować na Bolkowie – a tutaj spójrz, oba skrzydła, bo oba zamki, z których jeden to właśnie Niesytno we wsi Płonina, trochę jakby z boku, ależ czy przez to mniej ważny?
- To już stanowi pewnego rodzaju zagadkę – coraz bardziej wczuwała się Aneta, nie spuszczając wzroku z widoków, jakie roztaczały się za oknem.
Memphisto –
Memphisto – Instrumental
- Już same nazwy mijanych miejscowości powodują u mnie szybszą pracę serca, gdy myślę o ich historii i oczywiście legendach, o których się dowiaduję z różnych stron. Wzbudzają one moje zainteresowanie. Otaczają mnie swoją magią. Z każdego z takich miejsc aż bije głębia przeżyć tutejszych ludzi. Dodatkowo mam wrażenie, że każdy kamień, z którego powstała przecież budowla, każde ich połączenie, kryje za sobą jakąś tajemnicę - czasami przerywał ciszę nawiązując do przyjemniejszych tematów.
- Czy wszystko już zostało odkryte? - Aneta pomimo tego, że nie wyglądała na zaciekawioną dyskusją, odpowiadała bardzo rzeczowo.
- Gdyby mury miały usta, to z pewnością głośno byłoby od opowieści o wydarzeniach, jakie miały tu miejsce. Gdyby mogły, pewnie byśmy usłyszeli o tym, co tutaj się działo. Uwielbiam kiedy tworzy się taka mistyczna strefa, bo w niej rzeczywiście odpoczywam, chociażby poprzez oderwanie się od rzeczywistości, od problemów dnia codziennego. Przez chwilę mogę nie myśleć o dokumentacjach technicznych, o zasilaniu gazem, o kłopotach z płatnościami. Rzeczywiście oddać się temu, z czym zmagali się ludzie w poprzednich epokach. Najbardziej zachwyca mnie brak pośpiechu w realizacji dążeń. Nie były one aż tak wygórowane, jakimi zdają się być dzisiaj. A przecież życie było równie kolorowe i piękne, choć również biedne, w ujęciu dzisiejszym. - Krzyśkowi nie przeszkadzało mówienie i jednoczesne prowadzenie samochodu.
- Wspaniały świat, chyba w myśl powiedzenia, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma – Aneta natomiast czuła się coraz bardziej zrelaksowana.
Sibeling –
Rodzeństwo- Instrumental
- Wyobraź sobie – Krzysiek przeszedł do sedna swojej wizyty w tym urokliwym miejscu – kiedyś, na podgrodziu tego zamku, czyli gdzieś tutaj, stała chałupa porośnięta mchem, co mogło nie dziwić w dawnych czasach. Żyła w niej garbata kobieta, którą miejscowi traktowali z poważaniem, do tego stopnia, że mieli odwagę leczyć się u Niej, korzystać z Jej rad. Nazywano ją ponoć Częstocha. Doszło do tego, że nie było nikogo w okolicy, kto tak jak Ona potrafiłby pomóc w rozmaitych dolegliwościach. Chodziły głosy, że uzdrawiała nawet umierających. Miała Ona swoją zasadę, że jeśli zauważy, że na chorym swoją rękę kładzie już śmierć, Ona odmawiała wsparcia. Podobno miała wyczucie.
- Mów dalej – Aneta udawała, że słucha. Jej palce niebezpiecznie zbliżyły się do rozporka Jego spodni.
- Oczywiście, w każdej legendzie jest ziarno prawdy – nie przestawał mówić o kolejnej legendzie. Przyglądał się tylko niepewnie temu, co Ona wyprawia.
- I każda ma jakieś zakończenie – zamilkła.
Kaleid – Kaleid –
Instrumental
- Przyjechałem tutaj z innym zamiarem. Wyszło tak, jak wyszło. Mawiają niektórzy, że dobrymi chęciami to jest piekło wyścielone. Wpadłem i ja w pułapkę, bo szybko zacząłem kojarzyć nazwę zamku z ideą pomysłodawców – Niesytno = Nienasycenie?
Najszczęśliwsza
dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem.
Najszczęśliwsza dziewczyna,
jaką kiedykolwiek znałem.
Chciałem poczuć radość przepływającą
między naszymi ustami.
Chciałem poczuć radość przepływającą
między naszymi biodrami.
Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką
kiedykolwiek znałem.
Dlaczego uśmiechasz się tym samym uśmiechem.
Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem.
Chciałem
poczuć ten uśmiech. radość przeszła między naszymi oczami
Chciałem poczuć radość
Przeszła między naszymi udami
I
musiałbym ją uszczypnąć
Tylko po to, żeby zobaczyć, czy była
prawdziwa
Tylko po to, żeby zobaczyć, jak znika uśmiech
I zobaczyć
ból, który czuła
Chciałem poczuć jej radość
Poczuj to głęboko
w środku
Chciałem poczuć jej radość, przeniknąć moją skórę.
Najszczęśliwsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek znałem.
Dlaczego
uśmiechasz się tym samym uśmiechem, co robisz.
(Martin Lee Gore Happiest Girl, przekład Rafał Struga Najszczęśliwsza Dziewczyna)
- Carpe Diem – wypalił Jakub – chwytaj dzień, będziesz o tym czytała Oliwia.
- A w tym przypadku – Joanna tłumaczyła Krzyśka na język bardziej dostępny dla dziecka – dostrzegaj to, co warte spojrzenia.
- Otóż kiedyś w okolicy mieszkał drab, zwany podobno Biwoj, o którym było tyle wiadomo, że trochę zbujował, rozrabiał – Krzysiek zauważył, że grono słuchaczy czeka na dalszy ciąg jego wersji przekazu – a, że musiał być szanowany przez zamożnych i władczych panów tych ziem, niech świadczy to, że na cześć Jego wyczynu został Mu nadany herb, czyli coś bardziej wyniosłego niż dzisiejsze nazwisko, a także pozwolono, żeby i miejsce nosiło nazwę pochodną od osiągnięcia, za jaki uznano uśmiercenie przez owego rycerza odyńca, wielkiego dzika, który przysparzał do tej pory problemów tutejszym.
- Dzikus? - pospieszyła się Oliwia, wywołując u pasażerów gromki śmiech – a co to ma wspólnego ze mną?
- Schweinichen kiedyś, a dzisiaj ród Świnków – szybko wyjaśnił – a miejscowość Świny. W godle na cześć tego głośnego wydarzenia pozostaje obraz dzika, no i oczywiście nazwa wsi, która przez stulecia się zachowała.
- A myślałam – Oliwii wyraźnie spodobał się nastrój żartobliwy – że jedziemy tam, żeby uczcić Twoje wyczyny z dzikami.
- Tato rzeczywiście miał przygodę z dziką świnią w Siechnicach – Joanna też zwróciła uwagę na zależność – w momencie, w którym się poznaliśmy. Stłuczka auta ze zwierzęciem nie należy do najprzyjemniejszych. Tato dość obszernie wypowiadał się na ten temat. Jednak nie boi się jechać do domu przez mniej uczęszczane przez ludzi tereny wodonośne.
- Jadąc z centrum miasta w kierunku Rędzina – Jakub przypomniał kolejne przypadki natknięcia się na dziki w mieście – też napotkał się na przechodzące tędy właśnie gromady zwierząt.
- A ja zupełnie coś innego miałem teraz na myśli – Krzysiek zmienił temat – bo o to, że słowami można się bawić i szukać analogii właśnie w słowach i obrazach. Bo Szweinichen, a ja skojarzyłem z Schweidnitz, podobnie brzmiącej nazwie, a przecież tam się urodziłem, w Świdnicy.
- Czyli Ty jako świnia? - nie próbowała gryźć się w język Oliwia.
- Widzisz córko, że bawić się słowami i skojarzeniami można na różne sposoby.
- A co to ma wspólnego ze mną? – nie dawała za wygraną Oliwia.
- Jest jeszcze inna teoria na temat nazwy – Joanna też pochwaliła się wiedzą – otóż wiele średniowiecznych rodów nosiło w herbach Świńską Głowę jakby na znak, że to zaszczyt. Podobno właściciel tego zamku, niejaki Georg von Schwenstein złożył się o honor z jednym z panów. Przedmiotem zakładu było to, kto wypije więcej wina i nie wpadnie pod stół, a ponoć wartość zakładu była dosyć spora. Oczywiście wygrał zakład.
- Tato, pokaż swoją głowę – Oliwia podchwyciła dobry nastój, a siedząc na przednim siedzeniu, miała możliwość zademonstrowania sceny.
- Niech będzie zatem – Krzysiek ucieszył się, że wszyscy w aucie świetnie się bawią – przyjmijmy którąś z wersji, choć o tym, co jeszcze ma wspólnego wycieczka z Tobą, powiem Ci Oliwia już na miejscu i wtedy też odpowiem na Twoje pytania.
- Chętnie pomyszkujemy i w piwnicach – Jakub zakładał, że znajdzie ciekawostki również dla siebie.
- Pogoda nam nie za bardzo sprzyja – Joanna też coraz bardziej przekonywała się do spacerów wśród ruin.
Morze
Grzechu
Pływam w nim i nurkuję
Mój umysł jest w potrzebie, więc
moje ciało się odżywia i to utrzymuje mnie przy życiu
Jest coraz
lepiej, gdy robi się coraz bardziej mokro.
Morze Grzechu wie, gdzie
byłeś, ale ja nie obchodzi mnie
Morze Grzechu, na dobre i na złe,
Mój umysł jest w potrzebie, więc moje ciało karmi się i gasi
moje pragnienie.
Wyglądasz coraz taniej, gdy toniemy coraz głębiej.
Morze Grzechu wie, gdzie byłeś, bo...
Byłem tam
Tutaj, pod Bożym
niebem
Jego czujne oko
I wszystkie kłamstwa
Moja nagroda pocieszenia
Morze Grzechu
Moja druga skóra
Mój dom z domu
Kiedy mam
wątpliwości, wyciągam ręce i nigdy nie jestem sam
Robi się coraz
bardziej mokro i coraz bardziej mokro, gdy robi się coraz lepiej.
Sea of Sin wie, gdzie byłeś, i jestem przygotowany.
Sea of
Sin wie, gdzie byłeś.
Tak, jestem tego świadomy.
Sea of
Sin wie, gdzie byłeś, bo ja byłem tam
Sea of Sin wie,
gdzie byłeś i nie obchodzi mnie to,
Sea of Sin wie, gdzie
byłeś i nie obchodzi mnie to.
(Martin Lee Gore Sea Of Sin, przekład Rafał Struga Morze Grzechu)
Rzeczywiście, jak przystało na listopad, było mgliście i
chłodno, co nie sprzyjało obserwacji „Bolkowego Gaju”, ale
nawet w takich warunkach atmosferycznych pozostałości po dawnej
rezydencji, prezentowały się zacnie.
- Tak wyglądają winorośla, którym ktoś pozwala na utrzymanie się, nie przycina ich bez potrzeby, pozwala, trochę przez zaniedbanie, na swobodny rozrost – Joanna nie szczędziła opisywania szczegółów nie tylko architektonicznych.
- Myślicie, że to słynne Świńskie winogrona? – ucieszyła się Oliwia.
- Z pewnością na młode nie wyglądają – Jakuba wszędzie było pełno i z radością ustawiał się nie tylko do zdjęć, ale i dosiadał pięknie prezentujących się łodyg pnączy, niczym dorodnego konia.
- Działają na wyobraźnię – Krzysiek wskazywał potęgę przyczepności wąsów rośliny – nic więc dziwnego, że przebywał tutaj słynny, przynajmniej w tym, rejonie świata filozof religijny. Może właśni na tej podstawie doznawał wizji, które potem spisywał, a których nawet księża zakazywali.
- To wszystko w efekcie działania wina – nawet nie próbował być poważny Jakub.
- Jak widzisz Oliwia – Krzysiek chciał powiedzieć jej na ucho o kolejnych tajemnicach zamku, ale wyszło inaczej – legendy mają to do siebie, że wynikają z czyichś historii.
- O ukrytych gdzieś tutaj skarbach – Kuba nie ukrywał zaciekawienia – też jest napisane.
- A nikt niczego, przynajmniej do tej pory... – Asia próbowała wzmagać zainteresowanie.
- O tym gazety nie napiszą – Krzyśkowi wcale nie było do śmiechu – natomiast Ty możesz wszystko, a skoro komuś coś tutaj się wyobraziło, to może i Tobie...
- Tato – Oliwia aż krzyczała z zachwytu – przecież jest o czym pisać.
- Masz rację córko – Ojciec chciał Ją dodatkowo zachęcić – spisując swoje przeżycia, z pewnością trafi się również na rozwiązanie.
- A atmosfera temu sprzyja – dodała Asia.
- Jest jeszcze uwaga – Krzysiek zostawił swoją tajemnicę na koniec.
- Widzę, że i Tobie zaprzątają głowę różne wymysły – Oliwia niczym jej Mama, wszelkiej maści opowieści traktowała jako bajanie, a Jej stosunek do ślubnego nie ciężko było ocenić.
- Zmęczona już jesteś córko? - Krzysiek nie wiedział czy brnąć dalej w historię.
- Opowiadaj dalej, Tato – uśmiechnęła się Oliwia, czym wprowadziła go w nastrój niepewności.
- Przejeżdżaliśmy obok zamku w Bolkowie – kontynuował lekko zmieszany – który niektórzy traktują jako dziób. Ma to związek z tym, że wieża zamku ma charakterystyczny klin, dlatego zwana jest jako dziobowa, klinowa.
- Podobno to jedyna taka w kraju – Jakub pomagał opowiadać, zachwycając się szczegółami i czasami wtrącał swoją uwagę – taki kształt nie jest przypadkowy, lecz strategiczny, bo miały się odbijać od wieży pociski miotane z urządzeń oblężniczych.
- Coś o kolorach będzie? - Joanna nie wytrzymała i naprowadziła na wytłumaczenie według własnego pomysłu.
- Cała gmina jest bardzo zielona, bo i lasy i tereny rolnicze, ale też i bogata w gospodarstwa agroturystyczne – Jakub zachęcał także do miłego spędzenia wolnego czasu – Aż chciałoby się powiedzieć, że „cudze chwalicie, a swego nie znacie”, a tutaj pod nosem takie rarytasy.
- Zamek rzeczywiście zbudowany z łupków skalnych o zabarwieniu zielonym, ale także i czerwonym – Krzysiek chciał przytoczyć kolejną niespodziankę, choć sprawiał wrażenie, że wszystko już wie na temat omawianego miejsca.
- Zielono – biało – czerwone – Oliwia złapała kolejną analogię, ale nie szczędziła Ojcu złośliwości – o to chodzi Tato? Ty jako Andersen czy kibic?
- Moje teorie – Krzysiek wcale nie zniechęcony znów musiał się tłumaczyć – są moimi, ale nie wynikają tylko z wyobraźni.
- Wszystko ma swoje podstawy – Jakubowi wcale nie było do śmiechu, a uwagi pod Krzyśka adresem także starał się wytłumaczyć na swój sposób, również stając w obronie starszego.
- Na tunel, podobno istniejący – Krzysiek w dalszym ciągu próbował zaciekawić dziewczynkę – ktoś kiedyś natrafi.
- Czyli skoro tam dziób – Joannie też wyraźnie zależało na pobudzenie zainteresowania Oliwii – to tutaj jedno ze skrzydeł?
Pobuszowali jeszcze przez moment po udostępnionej przez wartownika
ruinie. Dostrzegli jeszcze wiele szczegółów, nie tylko
architektonicznych, z których każdy zasługiwał na opowiastkę
zakończoną oczywiście pytaniami. Tych nie tylko oczekiwał, ale
wręcz pobudzał zgromadzonych, do tworzenia coraz to nowych. Każda
odpowiedź, każde zdanie chciał, aby były pretekstem do pracy ze
swoją wyobraźnią. Bo to ona podpowiada kolejne, na pierwszy rzut
oka niezauważalne dla obcych, ciekawe skojarzenia.
Krzysiek na swój sposób zmierzył się ze swoją wizją. Najpierw
diagnoza uzdrowicielska, a potem połączenie więzi, w tym przypadku
rodzinnych. Zakładał coś, co mogło wynikać z Jego przeżyć.
Ukierunkowany był. Jego myśli ciągnęły w jednym kierunku –
uzyskanie pomocy, być może podpowiedzi na dręczące Go sprawy.
To wszystko w ramach jednego spektaklu, który Jego zdaniem mógł
właśnie temu służyć. Nie potrzebował spoglądać na mapy
okolic. Wpadł na pomysł jakiś, ale czy zupełnie przypadkiem?
„Pod
Jego pióry uleżysz bezpiecznie...”
Jest jednak warunek – nie przestawał myśleć i snuć kolejnych
wizji.
Od
tego momentu wszystko w moim życiu stanęło na drodze, która
dodatkowo okraszona została: melodią i słowami. Światło nie
zostało ograniczone, ani zastąpione. Uznałem, że dobrze jest we
wszystkim należy się doszukiwać Prawdy. Pozwolić na to, aby Ona
była na wierzchu, nawet jeśli pod przykryciem i wycofana.
...cdn...
???
Komentarze
Prześlij komentarz