Krok naprzód? ... z


Spróbuj powiedzieć to

Nim uwierzysz, że nie warto mówić kocham.

Spróbuj uczynić gest

Nim uwierzysz, że nic nie warto robić.

(Katarzyna Nosowska, Piotr Jakub Banach Moja i Twoja Nadzieja)

    Qvo Vadis? 

    Nie wymyśliłem tego ja, a jednak i u mnie pojawia się taki moment, w którym postawienie pytania jest konieczne. Trudno jest prowadzić jakąkolwiek rozmowę bez postawienia pytania. Oczywiście wszystko w odpowiednim momencie. Który jest właściwy?


A kiedy spadnie noc

Tak piękny jest ten brąz, 

Że księżyc sprawdza sam

Czy nie ma białych plam.

(Jacek Cygan Dziewczyny lubią brąz)


Dialog: ginąca kompetencja ludzkości?

    Coraz trudniej jest nam rozmawiać. Mimo że znamy mnóstwo słów i wiele języków, nie potrafimy się (po)rozumieć. Coraz mniej też rozmawiamy, a zamiast słów używamy emotikonów, fotek i hashtagów. Mamy trudności ze wsłuchaniem się w siebie i jeszcze większe ze słuchaniem innych. A jednak jest to konieczne.

    Ludzie jako gatunek potrzebują mówić – to silnie odróżnia nas od zwierząt. Wymyślamy więc style, formy, narzędzia i technologie, by móc kreować narracje. Chcemy o sobie opowiadać, ale tracimy przy tym umiejętność rozmawiania. Widać to w życiu politycznym (niska jakość debat) czy rodzinnym (słabnące więzi). Próbujemy to jednak maskować. Z tego powodu „dialog” jest modny m.in. w biznesie i życiu społecznym – tam często używa się tego słowa, ale spłycając jego sens. (...)

    Aby osiągnąć te cele, musieliśmy rozmawiać sami ze sobą w Polsce, ale też z innymi. Wtedy się udało, choć nie były to łatwe procesy. Dziś, aby budować mosty, a nie nowe mury, powinniśmy świadomie rekultywować kulturę dialogu i uczyć standardów dobrej rozmowy już najmłodsze pokolenia. Dialog tworzy bowiem przestrzeń, w której każdy może zostać usłyszany. Jest potężnym narzędziem do budowania społeczności opartej na szacunku i życzliwości. Warto rozwijać w sobie kompetencję dialogu – chyba że życzymy sobie smutnej przyszłości.


 Czym jest dialog?

    Słowo to pochodzi od greckiego dialegomai („rozmawiać”) i diálogos („rozmowa, dialog”). Etymologia wskazuje na dwa greckie wyrazy: logos, oznaczające „słowo” i „mowę”, oraz dia, znaczące „przez”, czyli przejście przez coś lub ruch z jednego punktu do drugiego. Odwołanie do etymologii słowa „dialog” pozwala pokazać, że oznacza ono wymianę słów pomiędzy przynajmniej dwoma rozmówcami. Punktem wyjścia dialogu jest zatem rozmowa, przeciwstawna monologowi. Inaczej mówiąc: 

dialog to sposób komunikacji skoncentrowany na zrozumieniu drugiego, 

a nie próbie przekonania go do swoich racji. 

    Nie jest słowną przepychanką i walką o dominację. To próba zrozumienia tego, co ktoś ma do powiedzenia. Status, pozycja czy pochodzenie nie mają znaczenia – obie strony dialogu mają takie samo prawo do wyrażania własnego zdania. Kluczowe jest dostrzeżenie potrzeb i uczuć drugiego, otwartość i gotowość do wsłuchania się w to, co chce powiedzieć. Nie jest to równoznaczne z akceptacją wyrażanych przez niego poglądów lub wyznawanych wartości, chodzi o respektowanie prawa do ich wyrażania i życzliwą gotowość do słuchania. To próba wejścia w buty innego.

 


Czy każdy może dialogować?

    Tak, bo dialogu można się uczyć. Jest kompetencją przydatną w życiu społecznym, zawodowym i osobistym. Dlatego trzeba działać na rzecz propagowania dialogu w ramach m.in. projektu: 

Wyłącz ego. Zrozum drugiego. 



    Ćwiczenie się w prowadzeniu dialogu przynosi efekty, porzucenie dialogu prowadzi zaś do eskalacji napięć. Postawmy więc na dialog, tym bardziej, że jest to kluczowa kompetencja przyszłości. Raporty światowych uczelni wskazują, że już w nadchodzących latach liczyć się będą przede wszystkim kompetencje społeczne i poznawcze, umiejętności interpersonalne oraz łatwość całościowego i systemowego podchodzenia do wykonywanych obowiązków. Aktywne uczenie się, wrażliwość społeczna, otwartość na nowe idee, dobry osąd i umiejętność podejmowania decyzji oraz rozwiązywania problemów i zdolność dedukcji – to kompetencje, których w pierwszej kolejności będą potrzebować firmy przyszłości. Wszystkie wymagają umiejętności dialogu. Autorzy raportów wskazują również na konieczność posiadania wiedzy z zakresu psychologii, antropologii, socjologii i filozofii.

    Dziś może to zaskakiwać. Dyskutując o przyszłym rynku pracy, wciąż koncentrujemy się bowiem na obawie, że robotyzacja spowoduje masowe bezrobocie oraz wykluczenie z rynku pracy. Warto jednak rozważyć temat z innej strony – w jaki sposób wykształcić w młodych pokoleniach umiejętność adaptacji do szybko zmieniających się okoliczności – i zastanowić się, w czym roboty nigdy nie będą mogły nas zastąpić. Jak nauczyć dzisiejsze 10-latki krytycznego myślenia, aby umiały odróżnić prawdę od kłamstwa, fakty od fake newsów, opinię od nauki. Roboty nie zastąpią nas we wszystkim, przynajmniej miejmy taką nadzieję.

(Dr Katarzyna Młynek ThinkTank)


Nie potrafimy ze sobą rozmawiać

Nie potrafimy siebie szanować

Nieprzejednani, w oparach złości

Zamiast budować - palimy mosty.

Brak nam odwagi, poczucia winy

Zmanierowani, w miejscu stoimy

W cieniu ukryci, naiwnie beztroscy

Wpadamy w sidła obojętności.

Bez wyobraźni, życiowej wiedzy

Więcej jest pytań niż odpowiedzi

Wciąż unikamy rozwiązań prostych

W poszukiwaniu ???

(Farben Lehre Ludzie we mgle)


    Problemy? A kto ich nie ma?

    Ableizm czyli w ujęciu socjologicznym dyskryminacja osób niepełnosprawnych, niechęć do Nich. Czasami nawet pogarda lub wrogość skierowane do Nas, do osób uważanych za niepełnosprawne.

 Tylko czy ze zrozumieniem?

    Charakteryzuje się Nas jako gorszych i podrzędnych wobec osób pełnosprawnych.


    Ableizm istnieje. To (nie tylko) teoria. Disibality Studies (studia na niepełnosprawnością) nie sprowadzają kwestii niepełnosprawności do sfery języka, a najlepsi medycy i fizjoterapeuci nie pomogą na kwestie wykluczenia ekonomicznego czy braku odpowiednich standardów prawnych.

    W niesławnej recenzji "Cynicznych teorii"  Helen Pluckrose i Jamesa Lindsay'a  autor - p. Sakowski Łukasz utyskuje, że disibality studies "nie zajmują się empiryczną rzeczywistością" (a zamiast tego badacze w ramach tej interdyscyplinarnej dziedziny zajmują się raczej "uprzywilejowanym jęsykiem osób pełnosprawnych"), wyraża więcej niż tylko własne obawy. Teza, którą autor trochę naokoło przepycha, nie werbalizując jej przy tym wprost, ostatecznie jednak wynika z treści recenzji oraz komentarzy samego Ł. Sakowskiego dość jasno - oto samozwańczo w roli ekspertów od niepełnosprawności pojawiają się osoby, które jak najwięcej chcę i mogą ugrać na stawianiu siebie i innych w roli ofiary społeczeństwa i "rzekomego ableizmu", a nie medycy czy fizjoterapeuci, którzy mogliby realnie pomóc osobom niepełnosprawnym. Choć w tej dyskusji autor "To tylko teoria" nie zebrał wielu popleczników, to z pewnością cichych wspierających tego typu myślenia jest wiele więcej. Dość powiedzieć, że częściej niż o kwestie bytowe czy bariery, na jakie napotykam, w rozmowach o mojej niepełnosprawności pytany jestem o to, "czy to da się wyleczyć?".

    Jako osoba z trzydziestoletnim stażem poruszania się na wózku, chciałby dość jasno powiedzieć: choć medycyna i fizjoterapia są ważnymi sprzymierzeńcami, to ableizm nie jest rzekomy, disability studies nie sprowadzają kwestii niepełnosprawności do tematu języka, a najlepsi, a najlepsi medycy i fizjoterapeuci nie pomogą na kwestie wykluczenia ekonomicznego czy braku odpowiednich standardów prawnych. A to od znalezienia rozwiązań na te problemy społeczne moje możliwości godnego życia zależą w znacznie większym stopniu niż od dalszego rozwoju medycyny niewspartego spojrzeniem na społeczeństwo.

Wykluczeni z życia społecznego

    Zacznijmy od kwestii ableizmu. Zupełnie niedawno szerokim echem odbił się tekst p. Agnieszki Szpili, który opisuje codzienne upokorzenie matek dzieci z niepełnosprawnościami. Muszą One całkowicie zrezygnować z pracy, aby otrzymać świadczenie pielęgnacyjne, które niekiedy nie wystarczy na pokrycie kosztów wynikających z samej niepełnosprawności, nie mówiąc o tym, by stanowić jakikolwiek ekwiwalent za wykonywaną pracę, jaką jest całodobowa opieka nad osobą zależną. W najlepsze ma się więc dyskryminacja na tle ekonomicznym - to między innymi przez tak skonstruowane przepisy dotyczące świadczeń i rent według wszelkich danych (np. Eutostat) niepełnosprawność często nie idzie w parze z biedą. 

    Dyskryminację możemy również dostrzec na tle dostępu do edukacji i pracy - dyrektorzy szkół często nie dopuszczają dzieci z niepełnosprawnościami do masowych, publicznych szkół, wymawiając się brakiem warunków, zamiast zawalczyć o adekwatną likwidację barier. Władze oświatowe prowadzą krucjatę przeciwko edukacji włączającej w standardowy system edukacji publicznej - ma "szkodzić wszystkim dzieciom". Mimo znaczącego rozwoju technologii pracy zdalnej, która umożliwia wykonywanie obowiązków zawodowych nawet osobom ze znaczną niepełnosprawnością we własnych domach, współczynniki aktywności zawodowej Osób z Niepełnosprawnościami w Polsce dalej plasuje się poniżej 30%.

    Dziesięć lat temu pisałem dla nieistniejącego już medium internetowego o swoim funkcjonowaniu w centrum Warszawy (która, notabene, była i pozostaje jednym z najlepszych miejsc do życia dla osób z niepełnosprawnością ruchową w Polsce). Wtedy wyjście z pociągu na Dworcu Centralnym i dojście do palmy na Rondzie de Gaulle'a wymagało pokonania schodów na samym dworcu oraz zdania się na awaryjne i zaniedbane windy przy rondzie Dmowskiego. Do dziś do większości sklepów, kawiarni i punktów usługowych położonych wzdłuż alej Jerozolimskich prowadzą progi lub kilka stopni. Wszechobecne bariery architektoniczne oczywiście da się obejść z pomocą "dwóch silnych mężczyzn" - co jednak, jeśli dwóch silnych mężczyzn akurat w okolicy nie ma?

    Każda z tych rzeczy - bezpieczeństwo socjalne, dostęp do rynku pracy i edukacji, dostęp do usług - to kwestie, bez których ciężko wyobrazić sobie życie jednostki. To dzięki temu jesteśmy w stanie być pełnoprawnymi członkami społeczeństwa - rozwijać się, pracować, tworzyć rodziny. To nasze prawa. Prawa, których jesteśmy systematycznie pozbawiani. Ableizm nie jest rzekomy, nie jest też pojęciem - wytrychem służącym do postawienia się w roli ofiary. Zdanie sobie sprawy z tego, jak organizowany jest świat przez pełnosprawną większość, pomaga w zrozumieniu, że aby z tym zastanym stanem rzeczy walczyć, potrzeba widoczności naszej perspektywy i postulatów, oraz ustanowienia standardów i przepisów, które dostępność wyegzekwują.

Medykalizacja nie pomaga

    Chciałbym jednak w tej analizie pójść krok dalej - potrzebne są nam nie tylko pojęcie ableizmu oraz "naukowczynie" działające w ramach disability studies. Niezbędne jest również, abyśmy odrzucili patrzenie na niepełnosprawność jako na problem przede wszystkim medyczny. Takie spojrzenie prowadzi do sytuacji, gdy to właśnie z leczeniem wiążemy największe nadzieje na normalne funkcjonowanie, zaniedbując rozwój osób z niepełnosprawnościami na innych polach.

    Skoro to pełnosprawność jest stanem domyślnym, a niepełnosprawność w sensie medycznym generuje problemy na każdym kroku, w oczach osób z niepełnosprawnościami podstawową drogą do tego, by móc z powrotem w pełni uczestniczyć w życiu społecznym, staje się walka o pełnię sprawności, zamiast adaptacji do sytuacji i likwidacji barier w jej ramach. Problem polega na tym, że scenariusz, w którym udaje się "wyzdrowieć", jest często po prostu niemożliwy.

    Posługując się własnym przykładem - choć co jakiś czas słychać o postępach medycyny w zakresie choćby prób spajania przerwanego rdzenia kręgowego, nie widać szerokich efektów, które dałoby się zastosować u pacjentów borykających się z tym problemem, a wszelkie ogłaszane przełomy po niedługim czasie okazują się najwyżej małym krokiem naprzód. I choć oczywiście dalszy rozwój medycyny rozwiąże wiele problemów osób żyjących po rozszczepie kręgosłupa czy urazie rdzenia, niewiele wskazuje na to, by mógł rozwiązać je do końca. Tymczasem już dziś wiele osób inwestuje swój czas i pieniądze przede wszys0tkim w drogie i nierokujące operacje czy uporczywe zabiegi w celu "stanięcia na nogi".

    Nie wpadajmy oczywiście ze skrajności w skrajność - rehabilitacja jest potrzebna osobom z niepełnosprawnością, a wiele operacji wyraźnie wzmacnia ich funkcjonowanie. Ale celem medycznym powinno być właśnie funkcjonowanie jednostki, a nie doskoczenie do wzorca sprawności fizycznej. Nie "stanięcie na nogi", ale możliwość spełnienia w życiu rozmaitych i wybranych ról społecznych - pracownika, ojca, sportsmena.

    Bezmyślne podporządkowanie się modelowi medycznemu, w myśl którego niepełnosprawność to przede wszystkim stan organizmu, paradoksalnie pcha wiele osób z niepełnosprawnością... w ręce "altmedu". To właśnie nazwa "alternatywna medycyna" (w rzeczywistości będąca pseudonaukowym bełkotem) jest w stanie sprzedać to, czego medycyna nie jest w stanie zaoferować osobie, która ma poczucie, że próbowała już wszystkiego - nadzieję. Popularność niezwykle drogich zabiegów w szemranych ośrodkach z niepotwierdzonymi efektami niestety nie słabnie - nawet, gdy w Polsce głośna się stała afera wokół ... .


Na co mamy wpływ?

    To właśnie społeczny model niepełnosprawności (w którym zwracamy uwagę na to, w jaki sposób jakość życia osoby z niepełnosprawnością zależy od społeczeństwa i wprowadzonych przez nie na szeroką skalą rozwiązań i likwidowanych barier) daje nam szansę zająć się tym, na co naprawdę mamy wpływ. Paradoksalnie to nie kwestia tego, jak wysoko jestem w stanie poskoczyć. W dużo większym stopniu zależy ona od tego, czy mogę skorzystać z transportu publicznego, usług, pracować czy założyć rodzinę. Na własną sprawność mamy wpływ ograniczony - zawsze w którymś miejscu napotykamy na sufit możliwości medycyny. Na polityków, na pracodawców, na kuratorów oświaty - ten wpływ mamy ciągle, a w szczególności mamy go raz na cztery lata. Jeśli dzięki wsparciu badań z zakresu disability studies zyskujemy dobre postulaty zmian i narzędzia do nazywania naszych - często dziś niewypowiedzianych - problemów, to ta nauka jest osobom z niepełnosprawnością po prostu niezbędna. 
(Bartosz Tarnowski - aktywista na rzecz praw osób z niepełnosprawnością)


Milion spraw chwili brak,
Szybkie "NIE", krótkie "TAK",
Bo już myślisz, gdzie masz iść.
Numer mam zdzwońmy się,
By się spotkać, lecz wiem
Znów nie wyjdzie z tego nic.

Czy to takie trudne, choć raz,
Zmienić rzeczy bieg?

 Póki na to czas...

Pogadajmy jak za dawnych lat,
Wypijemy za to, co dał świat,
Pogadajmy tak jak ludzie stąd,

Póki na to czas.



I nie o tym, kogo znasz,
I nie o tym, co masz
Tylko o to, żeby mieć.
I nie o tym, kim się jest,
Z kim co można i gdzie,
I co w zamian można chcieć.

Czy to takie trudne, choć raz
Zmienić rzeczy bieg?

(Wojciech Byrski Póki na to czas)


Tomasz A. Kempis O Naśladowaniu Chrystusa

Idź gdzie chcesz, szukaj czego chcesz.

A nie znajdziesz w górze drogi wznioślejszej, ani w dole pewniejszej,

tylko tę drogę krzyża świętego.

  O odpowiednim kierowaniu sprawami zewnętrznymi i uciekaniu się w niebezpieczeństwach do Boga.

 - Synu, pilnie zmierzaj do tego, żebyś w każdym miejscu i działaniu lub zewnętrznych czynnościach, był wewnętrznie wolny i panował nad sobą tak, żebyś zawsze był nad wszystkimi rzeczami, a nie pod nimi. Bądź panem i władcą swych czynów, a nie ich niewolnikiem czy najemnikiem. Bądź jak prawdziwy wyzwolony Chebrajczyk, uczestniczący w wolności dzieci Bożych. Tacy wznoszą się ponad sprawy doczesne i zagłębiają się w wieczne. Na rzeczy przemijające patrzą lewym okiem, a na niebieskie prawym. Nie lgną niewolniczo do żadnych rzeczy doczesnych, lecz podnoszą je na wyższy poziom, by dobrze im służyły, zgodnie z rozporządzeniem Boga i ustanowieniem najwyższego Twórcy, który w swych stworzeniach niczego nie pozostawił w nieładzie. A jeśli w żadnej sytuacji nie polegasz na zewnętrznych pozorach, a wszystko, co widzisz i słyszysz, przenikasz głębszym, nie cielesnym spojrzeniem i w każdej sprawie razem z Mojżeszem wchodzisz do namiotu, by poradzić się Pana, wtedy nie raz usłyszysz odpowiedź od Boga i wrócisz pouczony o wielu rzeczach obecnych i przyszłych, bo Mojżesz we wszystkich wątpliwościach i kiedy miał jakąś kwestię do rozstrzygnięcia, wtedy zawsze udawał się do namiotu, a gdy trzeba było stawić czoło jakiemuś niebezpieczeństwu i ludzkiej niegodziwości, uciekał się do pomocy modlitwy. Podobnie i Ty powinieneś wchodzić do izdebki swego serca, aby tam usilnie błagać Boga o wsparcie. Jak czytamy Jozue i synowie Izraela dali się podejść Gabaonitom, bo przedtem nie zapytali Pana i bardziej ufając miłym słówkom, dali się zwieść ich fałszywej pobożności.

cdn?

Komentarze

Popularne posty