Mam trzy latka... z

 

     Siedzę na wózku inwalidzkim wyposażonym w indywidualny "numer rejestracyjny". Nie wyrabiałem specjalnej tablicy z numerem. Ktoś moją własność odznaczył, a w ten sposób chciał, żebym był rozpoznawalny. Przydawało się, jak do tej pory przynajmniej, to obwieszczenie. I choć obowiązują jakieś tam przepisy prawa w kraju, w którym żyję, a ja nie zamierzam ich łamać, z takiego wyróżnienia jestem zadowolony. I nie chodzi tutaj o udekorowanie mnie, mam nadzieję, tytułem "abderyta". Mam przeświadczenie o tym, że w ten sposób jestem dodatkowo czytelny. W obecnym świecie różnie bywa z dostrzeżeniem człowieka i jego potrzeb. Odczuwam codziennie, gdy tylko mam się gdzieś przemieścić, że jestem traktowany jako zło konieczne. Piękni, młodzi i zdrowi liczą się w tej pogoni za szczęściem. Natomiast dla takich jak ja nie ma miejsca, albo celowo się mnie odsuwa. Nie mam na myśli tylko siebie. Dotyczy to całej armii ludzi niepełnosprawnych. Mam ogromne szczęście, że mogę się jeszcze odezwać i zwrócić uwagę na to, że przecież jestem, żyję. Staram się nie przeszkadzać, tylko tyle.

     Mam swojego obrońcę i swoje "Kudełki", które jeśli zachodzi potrzeba, są na miejscu. Służą mi, nie narzekam. Nie zasłania mi świata, nie protestuje gdy skupiam się na swoich zabawkach. Podziela moją radość i uśmiechy. Nic więcej do szczęścia nie jest mi potrzebne.


 

     Mijają trzy lata od dnia szczególnego. Wyobraźnia, jeśli ją uruchomię, wskazuje na moje ponowne urodziny.  Wiele wody w "Zdyniance" upłynęło. Sporo kilogramów mi przybyło. W tym czasie zdążyłem wiele przygód przeżyć. Sporo się zmieniło, nie da się ukryć. Zdążyłem się w tym czasie "zabetonować'. Już nie tylko zasieki ochraniają mój azyl, ale i odczuwam ciężką pracę jednego z mięśni. Muszę medykamentami traktować jego wysiłek, żeby mnie nie przewróciło. Ciągle się rwie, głupie jakieś, czy co?

     Jestem w stałym kontakcie z jednym "typem", spod ... gwiazdy. Nie wiem jakiej, bo tylko na zdjęciach to "coś" widuję, no i czasami czuję, jak mnie skubie. Po drugim, który też chciał czegoś ode mnie, nawet mnie uszczypnął, pozostał tylko ślad, a specjaliści potwierdzili Cicatrix Cutis.

     Myślę, że na wszystko to, czemu jestem poddawany, ma wpływ moje stanowisko, mój stosunek do otaczającej rzeczywistości. Pytanie, które się pojawia, oddaje w pełni moje parytety. Czy coś jest dla mnie dobre, czy coś jest korzystne? Moja odpowiedź jest stała. Nie jestem w stanie samodzielnie odpowiedzieć na pytanie, dlatego ciągle poproszę o mądrość i siłę. Wraz ze swoją przyśpiewką "Jeszcze Polska nie zginęła" idę więc przez świat. Skoro tak ma być, to wypada mi się tylko uśmiechnąć i podziękować. Prosto z serca. Oczywiście poproszę o jeszcze.

     Tutaj jest jeszcze coś do zrobienia. Całe dotychczasowe szaleństwa traktuję jako lekcję podarowaną od losu. Teraz czuję coraz mocniej, że w tym potłuczonym kręgu, przyszła już pora, żeby powoli oddawać to, czego zostałem nauczony. W oparciu o swoje kule łokciowe, z pomocą mojego wózka inwalidzkiego, ze śpiewem na ustach, chcę iść naprzód. Cel znam. Proszę tylko o mądrość i siłę...


 

     Chcę przyczynić się do tego, aby stworzone obrazki, odzyskały barwy. Może za dużo biorę na siebie. Nie interesuje mnie. Ktoś mi powiedział, że im trudniejsze zadanie, tym dla mnie lepiej. Do roboty są podobno konie i traktory. W takim razie do dzieła...


     Przyjaciela już mam, w związku z czym fałszywych nie potrzebuję. Jeśli znajdą się chętne ręce do pomocy, nie odmówię.


...cdn...


Komentarze

Popularne posty