... Absurdy drogowe z ....


     W założeniu super, wjazd na posesję zamknięty bramą. Jako inwalida – jak mam się dostać na pocztę? Gdzie zaparkować? Wjazd ogrodzony bramą zamkniętą, na zdjęciu, jest rzeczywiście wykorzystywany przez zaopatrzenie poczty, czyli to z czego poczta słynie. Listonosze tamtędy wjeżdżają. Ostatnio miałem problem, podkreślam, jako inwalida o kulach z trudem się poruszający. Otóż stał na chodniku p. Policjant. Poprosiłem, żeby nie wystawiał mi mandatu. Wjeżdżałem na posesję poczty, bo musiałem gdzieś zaparkować samochód, ale musiałem po pasach jeździć i na nich wykonywać manewry, co jest wykroczeniem. Absurd?

     Nadziało się, że się tak wyrażę. Wczoraj nie pisałem. Siedziałem w samochodzie jako pasażer. Ojciec prowadził i wiózł mnie do Centrum Onkologii. Kawałek drogi do pokonania. Trochę autostradą, trochę drogami publicznymi przez miejscowości. Cykl tak zwany mieszany. Trochę miejski, bo przecież Kraków ul. Garncarska, a potem trasa. Z Uścia Gorlickiego do Krakowa, a potem z powrotem.
Siedziałem w miejscu z tyłu samochodu, jako pasażer. Założyłem sobie słuchawki na uszy. Nie reagowałem i o wiele więcej spokoju doznałem, niż gdybym reagował na wszystko. Rozmawiam sobie z Nim. Słucham swoich słów i odnajduję prawdę wszędzie. Samopoczucie niezłe. Jednak na samodzielną jazdę samochodem nie skusiłem się. Fizycznie musiałbym się wysilić, ale chyba poradziłbym sobie. Natomiast rodzice chcieli – to mnie zawieźli. Mama się uparła, widziałem, że ojcu się nie chciało. Dziękuję za to, że cało i zdrowo się udało. Wiem, że jazda samochodem nie jest problemem, natomiast skupienie i koncentracja jest obciążeniem. Dziękuję, że się udało dojechać w jedną i drugą stronę. Dziękuję, że dzięki czyjemuś, konkretnie rodziców zaangażowaniu zrealizowałem swój plan na wczoraj. Odbyłem badania rezonansem, chociaż już wiem, co siedzi w głowie. Czy radioterapia przyniosła zakładany skutek? Moim zdaniem tak, a co na ten temat lekarze i specjaliści powiedzą? Czy Polacy zajmują się tym, czy rzeczywiście tylko mam służyć jako model do oceny Ich wiedzy? Ciekaw jestem, czy w głowach rodzą się pomysły kolejne specjalistom i podejmują badania? Czy twierdzą, że mają tylko takie możliwości i ograniczają się tylko do tego, co zostało im dane i nakazane? W to, czy są wolni, śmiem wątpić. Pomysłów pewnie mają pełno, bo przecież akt stworzenia jest cudowny. Przecież każdy z nas został stworzony na obraz i podobieństwo.

     Oprócz organów wewnętrznych każdy z nas otrzymał rozum i wolę. Czyli myśli, ruszają się komórki. Pomiędzy neuronami przepływa coś podobnego do prądu elektrycznego. A zatem każdy otrzymuje przy stworzeniu energię. Jak ją wykorzysta, to już każdego z osobna wizja i cel. Wolna wola jest od tego, żeby wybrać, którą stroną iść. Czy leżeć. Obojętne. Nie wnikam. Czy jednak praca, jaką wykonuje mózg i niewątpliwie tchnięta energia w każdego z nas służyć ma poznaniu czy służyć ludziom i w jaki sposób. To, że poznajemy to dar. Każdy inaczej, to oczywiste. Nie ma dwóch identycznych osobników na świecie. Nie będę wchodził w szczegóły, bo nie na tym miałem się skupić dzisiaj. Udowadnianie nikomu oczywistości nie ma tutaj sensu i odpowiadanie na pytania jest uciążliwe. A przecież nauczycielem nie jestem i tłumaczeniem oczywistości nie chcę się zajmować, bo nie mam predyspozycji. Dla mnie oczywistym jest istnienie. W związku z tym stworzenie i wybór. Mam wybór, jak każdy. Lekarze również. Czy zatem dążą do tego, żeby jeszcze bardziej utwierdzać w przekonaniu swoim, innych? Czy próbują władzę nad innym osiągnąć, czy ulegają? Ja o sobie mogę tylko tyle powiedzieć, że ulegam i się poddaję. Ma ogromną moc i siłę, a ja wierzę w siłę, która jest obok mnie. Wiem,że wystarczy moment, żeby ktoś powstał i wystarczy moment, żeby ktoś zniknął. Cieleśnie. Bo skoro fizycy, chemicy, biolodzy i w ogóle wszyscy specjaliści zgodnie stwierdzają, że jest energia, a jej istnienie pozostanie i pozostaje przedmiotem sporu. Naukowcy chcą się mienić najważniejszych, choć zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że nigdy doskonałości nie osiągną. Jednym pstryknięciem można naraz wszystko zgasić, zburzyć.

     Dlatego myślę, że zbytnie usiłowanie grzebanie w rezultacie doprowadza do poplątania lub zniszczenia. Nie chcę się tutaj skupiać. Jestem o wiele spokojniejszy, bo w ciszy można o wiele więcej zrozumieć niż w klepaniu jęzorem. Rozumiem już na czym rzecz polega. Skupiam się na swojej ciszy i kontemplacji, a odpowiedź każdego jest inna. Mam nadzieję, że każdy powinien sam w sobie poszukać odpowiedzi na istnienie. Droga każdego musi być inna, żeby nudów nie było. Człowiek z nudów jest w stanie wiele z energią zrobić. Mi zależy na tym, żeby nacieszyć się jeszcze. Mam w głowie coś, może przez to przemawia, może wlała mi się moc i wiara i mądrość przez kulkę? Nie tutaj i nie teraz o tym. Nie zamierzam nikomu niczego. Jestem sam na sam ze sobą. Mam być świadectwem porządku, którego zostałem nauczony. To tylko tradycja i mądrości przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wszystko jednak gdzieś się zaczęło i po coś. Wrócę jednak do opisów dnia. Podoba mi się to, że moja głowa, moje sumienie zostało ukierunkowane. Chcę to widzieć i cieszyć się. Postaram się jeszcze pokazać – skoro żyję, to cel przede mną jest jasny i określony. Czy sobie poradzę? Do tej pory kształcony byłem przez świat i życie, żebym dane zadanie, którego się podejmuję – realizował. Swoimi siłami i pomysłami. To się nazywa wiara i zachowanie zgodnie z określonym porządkiem.

     Pierwszym elementem każdego dnia jest przyznanie się do swoich błędów i grzechów. Jest mi w ten sposób łatwiej. Prościej jest wiedzieć i potrafić się do tego przyznać. Własny rachunek sumienia jest niezbędny. Podoba mi się ten tok rozumowania. Bardzo mi się podoba. Wczoraj jechałem samochodem i uczestniczyłem w swojej ciszy. Muzyka mi towarzyszy, bo uważam, że dźwięki ludzie wynajdują i łączą je ze sobą, żeby wrażliwość spowodować moją wewnętrzną. Na przykładzie tego, co wczoraj doznałem jestem w stanie powiedzieć, że coś się ze mną dzieje. Uzyskuję spokój, bo chcę korzystać ze znaków, które płyną do mnie. Wiem czego chcę i choć nieporadnie bardzo postępuję i nie umiem się wobec ludzi zachować, to postaram się. Mam w sobie bardzo dużo chęci do życia, do postrzegania. Ból nie jest cierpieniem. Cierpieniem jest to, że ludzie nie widzą. Albo się boją i nie chcę widzieć. To tylko ludzie. Tak łatwo o błąd. Problem nie polega na tym, żeby nie popełniać błędów, tylko się szczerze do nich przyznać. Nie przed ludźmi, tylko przed samym sobą. Mam dobrze, bo znalazłem tego drugiego w sobie i potrafię z nim rozmawiać. Uważam, że każdy z nas ma w sobie duszę. Każdy z nas w takim razie powinien poszukać tego drugiego w sobie i porozmawiać z nim. Pobyć wystarczy. Czy przyznanie się do winy i wzięcie na siebie jej, to problem. Oczywiście i to niemały. Jednak posłużę się przykładem. Biję się w piersi i co się dzieje? Przestaję wytykać błędy innym.
  
   Troszkę mnie zbiła z tropu rozmowa. Tyle rzeczy rozpocząłem, że Prokuratury co chwilę
nakazują przesłuchania mnie. Rozumiem, że w ten sposób odbierany jestem, jako tak zwany pultający się. Oczywiście, poprzez ilość powtórzeń ćwiczy się każdy mięsień, każdy nerw. Czy Policjant, który do mnie dzwonił i oznajmił mi, że chce pewne rzeczy ustalić, wreszcie powie mi to, że egzekutywa służy czemuś innemu, czy odbierze mnie jako wariata? Z tym też trzeba coś zrobić. Albo powiedzieć mi prawdę. Wystraszył się ostatnim razem, bo powiedziałem, że będę błędy wytykał. Przesłuchiwał mnie w sprawie teściowej, na którą też zgłosiłem donos. Na wszystko trzeba zareagować. Tak zbudowany jest człowiek. Niech wreszcie ktoś coś z tym zrobi. Nawet krytyka musi mieć swoje ujście i powinna być przyczyną lub skutkiem. Tym drugim na pewno jest. Krytyka to nic innego jak opinia o kimś w danej okoliczności. Skoro więc ktoś tak postępuje to coś to oznacza. A ja? Nie mogę inaczej. Mówię, piszę. I pisać będę wiele i dużo. Mój ból to mój ból. Jest system, który trzeba przerwać. Ruch koła nazwanego problemem. Tutaj chodzi o pieniądze, jak zwykle w życiu, komuś zaczyna brakować i nie umie sobie z tym poradzić. Brzydko. Zmierzam do tego, co napisałem dzisiaj do mediów. Nie przestanę krzyczeć. Spokój uzyskam, gdy zostanie ten ciąg zdarzeń przerwany. Muszą być wyeliminowane błędy. Za najważniejszy i podstawowy traktuję i odczuwam swoje istnienie. Przykro mi, ale żyję i będę o tym głośno mówił, że ktoś chce, żeby było inaczej.

     Od początku chcę jasno sprecyzować swój cel – życie swoje. Jestem i tak to odbieram wykorzystywany i uciskany i doprowadza ktoś, w swoim obłędzie, żeby mnie zniszczyć. Nie wystarczy komuś to, że nie mam już pieniędzy i chleba. Przyjdzie taki moment, w którym zabraknie i co wtedy. Mną się opiekują, a ja? Żyję i staram się w innym kierunku iść, a ktoś chce mnie zmusić do określonych czynów, w ogóle nie przejmując się tym, że już więcej nie mogę. Buntuję się, bo więcej zrobić nie jestem w stanie. Przypomina mi się koń, który kręci się w kółko, żeby ktoś miał. Koń jako narzędzie, każde narzędzie w pewnym momencie nie da rady. O konia, o narzędzia trzeba dbać. Konia trzeba karmić. Każdy to zrozumie – inaczej się nie da. Prosta arytmetyka, jeżeli konia zabraknie – zabraknie i dutków. Ktoś tego konia postawił i zaprzągł, czyli miał w tym jasny cel – przeżycie. Ktoś się stara, żeby koń chodził jak najdłużej. Każde narzędzie ma pracować i służyć jak najdłużej. Najlepiej bez nakładów sił i środków własnych. Za marzenia nie karają, jest napisane. Praca polega na tym, że trzeba również wkładać, nie da się tylko wyciągać, bo jest napisane, że z pustego i Salomon nie naleje.
 
     Pierwsze moje zmartwienie i coś, z czym się zmagam. Dlaczego się zmagam, skoro napisane jest, żebym odpuścił. Przecież robię krzywdę przede wszystkim sobie. Mam być egoistą i nie myśleć o innych? Nie potrafię tak. Jestem mężczyzną i dzieckiem Boga. Skoro On ma decydować o tym, kiedy przyjdzie mój ziemski koniec, to dlaczego ludzie uzurpują sobie prawo decydować o innych? Tylko zło nazywam po imieniu. Na czym polega pasterstwo? Na przypilnowaniu owieczek. Ja nie jestem pasterzem. Nie dbam o owieczki. Odganiam wilki i będę pilnował, bo widzę ich pełno. Także chodzi mi o to, żeby wilk się przyznał do tego, że jest wilkiem. Nie klepał paciorki, bo to są herezje. A może to ja jestem heretykiem? Dla niektórych na pewno. Przecież ktoś zaśpiewał, że „...Jeszcze Polska nie zginęła...”. Co poeta miał na myśli? Pyta Pani od polskiego. Wartości, które zostały mu wpojone w sposób sobie znany i lubiany ochraniał. Czy stał na straży wpojonych przez kogoś chęci? Tak. Ja też stoję. Znów posłużę się słowami piosenki. To mój krzyż. Może oczy mam zamknięte, może jestem ślepy, na pewno głupi, bo nie szukam sposobu na pokazanie krzyża i idę ślepo na zatracenie. W moich oczach piach, w moich oczach przyświeca tylko jeden cel. Mam na imię Krzysztof – ten który przeprowadza, prowadzący. To jak podczas zabawy dla dzieci. Będę wyłapywał niewiernych i ślepych. A jakże. Niczym ciuciubabka. Będę przynajmniej w ten sposób próbował się przypodobać.
Ok, dość mądrości i teorii, wreszcie konkrety, czas na porządne rozplanowanie. Nie wątpię przez powtarzanie. Mam dużo słabości i zastanawiam się. Tak często. Tyle wkoło głosów – odpuść. Proszę o siłę i mądrość. Ryszard Waldemar Andrzejewski – mam nadzieję, że się nie obrazisz. Na moich uszach tekst, bo muszę się pobudzić. Potrzebuję, dziękuję i za to. Niech ktoś wierzy lub nie, to w tej chwili pojawia się obok mnie. Znaki.
 
     Początek moich problemów zaczyna się dzisiaj. Co było się nie liczy. A mam dużo spraw rozpoczętych. Buduję jakąś hierarchię organizacji, którą stanowię ja, z tyłu i poszkodowany przez świat, przez ludzi. To moje paranoje. Niech się zajmie tym egzorcysta. Też jest specjalistą.
Pierwsze to bunt mój przeciwko obowiązkom mężczyzny. Wróć – żona złożyła pozew o rozwód. Muszę się tutaj posłużyć faktami. Nie rozmawialiśmy ze sobą w ogóle. Nie mogę się powoływać tylko na kilka oczywistości. Recenzentem zawsze byłem. Skoro sobie radziłem tak, jak umiałem i to przeszkadzało – nie ma sprawy. Całe życie prosiłem o otwarcie, o szczerość. Czy zostałem oszukany? Sam tego chciałem. Nie pozwoliłem na wysłuchanie, nie pozwoliłem na budowanie prawdziwej relacji. To dodane do mojego zachowania, czyli powiadamiania wszystkich służb o zagrożeniach wynikających z Jej działań, są dla Niej powodem do strachu. Wmówione jest mi, że krzyczałem, a dziecku pokazywałem diabełki.

     Zmieniam technikę, bo mi się dzisiaj nie chce pisać już. Skupię się na związkach przyczyn i skutków. Opisem się zajmę innym razem.

     Fakt – sprawa o rozwód. Przyczyny poznane – nie będę utrzymywała alkoholika. Skutki – brak kontaktu z Mają. Zajęte moje miejsce przez teściową. Tyle na piśmie – oficjalnie. Teraz moje.

     Fakt – sprawa o rozwód. Przyczyny – brak dialogu, brak możliwości wyartykułowania potrzeb, brak poznania wzajemnego i najważniejsze – oddanie z mojej strony i naiwność. Wierzyłem, że może być jak w rodzinie. Za wzór stawiam swoich rodziców, którzy pół wieku są ze sobą. Ona pochodzi z rodziny rozbitej, w której alkohol stawał, obok utraty osób, bo śmierć Michała, ważnym elementem, który decydował. Strach i chęć osiągnięcia władzy nad mężczyzną. Bo przecież Aśka była żoną żołnierza i na rozkaz musiała robić coś, na co niekoniecznie miała ochotę. To jest oczywiste. A zatem grzechy. Zapewniła mi spokój i myślałem, że to już to. Czyli pierwsze – nie będziesz miał Bogów przede mną. A ja tak bardzo chciałem. Mam za swoje. Rozbita rodzina, stara się o ustalenie mojej winy. Zarzuca mi to, że źle się zajmowałem dziećmi, co bierze za przykład – moja odpowiedź, jak miałem się zajmować, skoro nie miałem z Nimi kontaktu? Wyciąga, a nie ma czego. Powołuje się na korespondencję z Oliwią – najstarszą moją córką. Efekty – w Gminie uznany jestem za rozrabiakę, za wichrzyciela. Nie mam renty, wszystkie dokumenty zabrała. Majątku nie mam – mieszkanie na Popowicach sprzedane, uzurpuje sobie prawo do majątku. Efekt – wydziedziczenie dziecka. Ach, najważniejsza przyczyna – mój dług wobec ZUS, który pismem poinformował, że to jest dziedziczone. Podsumowując wyszedłem jak Zabłocki na mydle. Sprzeciwiłem się Jej samej, Jej matce – bo się nie zgadzam z systemem, który mi proponuje. Sędziom, Prokuratorom, Policji – bo wszędzie na Nią donoszę. W Gminie Ryglice i Policji miejscowej – Niebieska karta założona. Bardzo mi z tym źle.

     Fakt kolejny – rozwód z byłą żoną i brak kontaktu z dziećmi. Powód to oczywiście rozwód z pierwszą żoną z powodów przynależności do rodzin macierzystych, bez orzekania o winie. Dwa i najważniejsze to mój absolutny brak kontaktów z dziećmi i długi, które będę spłacał aż do grobowej deski. Alimenty w wysokości 1800 zł miesięcznie. Kara za niepłacenie alimentów. Czyli źle.
Czyli jeden to Aśka, dwa to Ksenia. Pośrodku je, który miesza i szkodzi. Nie dopasowany. Do schematu wyuczonego. Efekt – długów pełno, samotność.

     Trzy ZUS – od 05 listopada czekam na decyzję o rencie. Mają niby miesiąc. Mija drugi i co?

     Cztery – Gminy, w jednym przypadku – pozbawili mnie zasiłku pielęgnacyjnego, druga jeszcze nie dała. Czekam na pismo z decyzją, a zapytam, jak siły będą, co z okresem, w którym nikt nie zapłacił. Czy wyrównają? Zobaczymy. Okaże się.

     Pięć ZUS – odrzucony wniosek o umorzenie składek – będę składał pismo do Sądu. Raz przegrali, kiedy mi chcieli cofnąć zwolnienie lekarskie, gdy dowiedziałem się, że mam raka i podczas zwolnienia lekarskiego, w oczekiwaniu na operację na głowie, coś tam w domu robiłem. Przyjechała komisja i orzekła, że wykonuję prace niezgodne z zaleceniami lekarzy. Specjaliści z zakresu psychologii stwierdzili, że to, że coś robiłem mogło mieć działanie terapeutyczne. ZUS przegrał. Teraz drugi raz złożę, bo z tym umorzeniem, to trochę kpina. Jest przepis, to niech go zlikwidują. A armia urzędników twierdzi, że jestem w stanie pracować i nadrabiać. To proszę mnie zatrudnić Jedna fundacja uznała, że nawet na odbycie stażu czy szkolenia się nie nadaję, bo nikt nie zagwarantuje zatrudnienia w moim stanie. Druga fundacja nawet nie chciała nic powiedzieć o zatrudnieniu mnie. Czyli?

     Sześć to PZU, które dzwoniło do mnie 22 października, a dodatkowo otrzymałem dwa razy informację na skrzynkę, że pieniądze przyznali z tytułu ubezpieczenia na zdrowie. Dziś jest 21 grudnia, reklamację składałem (a jakże) i nic nie wiadomo, co dalej.

     Siedem to mój stan zdrowia. Rak to jedno. Drugie to lekarze, którzy nie zareagowali na to, że w 2015r była widoczna zmiana na rdzeniu przedłużonym w mózgu. Nikt nic z tym nie zrobił.
Osiem to w zasadzie siedem, bo chodzi o mój stan zdrowia. Na operację kręgosłupa lędźwiowego zostałem zakwalifikowany, oczywiście neurochirurg mnie widział, mam czekać nawet cztery lata. Dożyję?

     Medialnie się udzielę, może któryś z dziennikarzy się odezwie i może coś uzyskam. Przynajmniej rozgłos. Tyle mojej wojny. To wszystko jest ze sobą powiązane jedną osobą. To ja.
     Kolejne mikro czepiania się też uruchomiłem. Rozwód kościelny, ale z tego się wycofam, bo tutaj nie mam pieniędzy. Choć kpiny sobie instytucja mieniąca się jako Kościół Katolicki, robi. Pasterzy oczekuję i słowa a instytucje tworzą ludzie i napisane jest – jaki Papież (jet dwóch) taka instytucja, jaka instytucja – taki system. Nie koniec jeszcze, mam nadzieję. Jestem jeszcze ja. Nie chcę nic opóźniać, ale może coś wskuram. Ja najmniejsze ziarno na świecie. Oprócz rozwodu jest jeszcze absurd drogowy, który zgłosiłem w telewizji. A znajduje się on w miejscowości, w której mieszkam. Żeby wjechać na pocztę i wysłać swoje, muszę przejechać i manewrować na pasach dla pieszych. Doświadczenie mi podpowiada, że za takie coś mandat się należy. Mam prowokować? No i jeszcze pretensje do adwokata, że posługując się fragmentem korespondencji z córką spowodowała moją stratę, a na tej podstawie wydziedziczyć chcę swoje córki. Taki jestem.
     Ach, najważniejszy konflikt z pierwszą żoną to to, że chcę od Niej zadośćuczynienia za to, że blokowała mi skutecznie kontaktów z dziewczynami. Niech się dzieje.

     Reasumując – same konflikty i życie. Przecież niczego nie chcę. Nawet niczego nie mam. Nie mam środków na życie. Co mam do stracenia? Niech to wygląda na gniew i złość. A ja coraz bardziej spokojny jestem. Wspiera mnie siła i mądrość, o którą codziennie proszę. Posługuję się słowami piosenek, z nich czerpię siłę i bunt. Przeciwko Niemu się nie buntuję. Chcę swoje grzechy odpokutować i wyznać je szczerze. Nic mnie nie boli. Tylko ciało. A przecież to nic. To zostanie tutaj na ziemi. A dusza, może zasłużę na bycie przy Nim. Tak mi dopomóż Bóg. Przepraszam za grzechy i dziękuję za wszystko, za to, że jesteś i dałeś się poznać z cudownej strony.
A Polska – będę ją wspierał. Urodziłem się tutaj. Wyuczyłem się tutaj. Trochę w ziemi zostawiłem, Trochę gazu zrobiłem, a teraz będę się odwdzięczał.



Komentarze

Popularne posty